środa, 13 lutego 2013

Avalon - r. 5

Rozdział 5
Po posiłku nadszedł czas na ćwiczenia. Sztylety wraz z wszelką bronią zostały odłożone na bok. Greit poczuła jak przez lata skrywana w niej magia powoli zaczyna znów krążyć w jej żyłach. Wraz z nią powróciły wspomnienia. Śnieżnobiały Avalon, kryształowy sufit, pomniki Lwa... Teraz gdy jej król był obok, w każdym jego spojrzeniu widziała pewność że on również jest gotów na wszystko, aby odzyskać swoją ojczyznę. 
Wyprostowała dłoń i z uśmiechem przyglądała się płomieniowi na jej dłoni. To było jedno z najprostszych zaklęć, lecz czuła że zbyt szybko traci siłę. Zamknęła dłoń, a płomień rozprysł się na tysiące kawałków. Jej serce biło szybciej i wydawało jej się że na świecie jest za mało powietrza aby pomieścić się w jej płucach.
- Greitsien, jeśli nie czujesz się na siłach nie musisz tego robić - rzekł zaniepokojony książę.
- Mój Panie, byłabym wdzięczna jeśli pozwolisz mi wrócić do formy.
Uśmiechnął się na te słowa i oparł jej dłoń na ramieniu.
- Wiedz, iż nie mam nic przeciw temu, lecz proszę, Greitsien odpocznij.
Skinęła głową w odpowiedzi i przyglądała się jak kobiety u jej boku używają magii.
Następnie przyszedł czas na strzelanie z łuku. Świsty strzał co chwilę przecinały powietrze. Każda z nich trafiała, lecz jako jedyne elfy trafiały bezbłędnie. Później były bitwy na miecze. Gdy już się odbyły, okazało się że Greit wygrała wszystkie pojedynki.
- Greitsien - powiedział Aladar cały czas siedzący z boku - ta która zwycięży wszystkie bitwy, walczy ze mną, lecz jeśli nie czujesz się na siłach nie musisz tego robić...
- Walka z Tobą, Mój Panie, jest dla mnie zaszczytem - odparła dobywając miecza.
Wyszeptała słowo mocy czyniąc swój miecz tępym. Jej król uczynił to samo i pozdrowił ją unosząc ostrze ku górze. Odpowiedziała szykując się do obrony. Zaatakował z góry, a ona płynnie odparowała cios. Ciął prostym rucham na krzyż, więc Greit broniła się czekając na okazję do ataku. W końcu próbował zadać cios w jej szyję, lecz robiąc salto uskoczyła do tyłu. Odbiła się od ściany lecąc prosto na Aladara. Odbił atak.
- Greitsien - powiedział zataczając kręgi wokół niej - od dawna nie miałem godnego siebie przeciwnika.
Z boku wyglądało to jak taniec. Unikali i atakowali z bezbłędną płynnością. Ani na moment się nie zatrzymali. Tacy niezwykli tancerze. Tańczący taniec życia i śmierci.
Aladar zaatakował, lecz Greit zbyt późno zareagowała. Jej miecz znalazł się w powietrzu, a ona była przyparta do ściany. Bezbronna, ale gotowa zginąć z Jego ręki. Stała twarzą w twarz ze swym Panem. Wpatrzona w jego błękitne niczym woda oczy. Chciałaby w niej nurkować przez wieki.
Pan Avalonu schował miecz.
- Dziękuję ci za tę walkę - szepnął patrząc w jej ciemne oczy. - Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Oczywiście...
- Opowiedz co stało się z tobą i pałacem po Wielkiej Bitwie.
- Zaraz po twym odejściu - zaczęła siadając - pałac zaczął się trząść jakby miał się rozpaść, lecz tak się nie stało. Wzbił się w powietrze i skrył się za chmurami. Natomiast ja... po twym odejściu, nie udało im się mnie złapać. Przez rok chodziłam od koloni do koloni. Zatrzymałam się w jednej, wyczerpałam zapasy pożywienia i szłam dalej. Nie spotkałam żadnego elfa. Miałam coraz mniej zapasów więc poszłam do Festii.
Dotarłam tam ostatkiem sił, a i tak zaraz mnie biczowali. Broniłam się ostrożnie, wiedząc że nie mogę się ujawnić. Gdy zostawałam sama wspominałam Avalon, prosząc Wielkiego Skrzydlatego Lwa o pomoc w dotrzymaniu obietnicy. Nękały mnie myśli by błagać naszego Pana o śmierć, która czasami wydawała się być najlepszym ratunkiem. Lecz nie uczyniłam tego gdyż mnie odnalazłeś – zakończyła.


Ciął prostym rucham na krzyż, więc Greit...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz