czwartek, 25 lipca 2013

Avalon - r. 18

Rozdział 18
Pierwsze promienie tristickiego słońca zbudziły królową. Wciąż śpiąc przekręciła się na drugi bok, dłonią szukając Aladara. Poderwała się nagle trafiając na kraniec łoża. Otworzyła oczy i analizując każdy szczegół rozejrzała się po pokoju. Był pusty.
Z lekkim strachem przebrała się i samotnie ruszyła w kierunku jadalni. Po drodze spojrzała na dziedziniec. Świt malował na złoto tamtejsze liście drzew i krzewów. Gdyby miała u boku swego męża to zapewne rozmyślałaby nad urodą tristitii - tej trwającej 30 dni, złotej i deszczowej porze roku.
- Lordowie widzieliście Aladara? - spytała Greit widząc swych nauczycieli.
Podnieśli głowy na dźwięk jej głosu i opuścili je bez słowa. Po chwili otworzyli drzwi, ukazując przykryty różnymi potrawami stół. Greit zasiadła przy nim niepewnie, nie spuszczając wzroku z lordów. Pobłogosławiła jedzenie, w duchu prosząc Lwa by pojawiał się tam Aladar. Niestety nie została wysłuchana.
Starała się zachować czystość umysłu by móc rozważnie myśleć, choć przychodziło jej to z nie małym trudem. Dla niej słońce straciło blask, a świat okrył cień szarości. Nie umiała się śmiać, jak też nie chciała płakać, a jej oczy w popłochu poszukiwały ukochanego błękitu.
Gdy nastała przerwa Greit udała się do północnego skrzydła pałacu by jak co dzień trenować z lordem Bellem. Czekał na nią polerując swój miecz. Dobyła swego, a on pozdrowiwszy ją nieoczekiwanie zaatakował. Odparowała cios, szykując się do obrony. Starszy elf wyskoczył w powietrze i uniósł ostrze ku górze. Greit uskoczyła, lecz miecz wypadł jej z dłoni. Uniosła ręce ku górze pokazując, że nie jest zdolna do walki.
- Greit co się dzieje? - spytał - nigdy nie udało mi się wyrzucić rękojeści z twej dłoni. Możesz mi powiedzieć o wszystkim.
Królowa podniosła się, złapała miecz i włożyła go do pochwy.
- Lordzie - rzekła siadając pod ścianą tej obszernej sali - gdzie jest Aladar? Dlaczego nie odpowiesz?... dobrze nie będę nalegać. Pytałeś co się stało. Otuż ja jestem jak kwiat, a Aladar niczym życiodajna woda, niczym słońce które mnie ogrzewa. - spojrzała w jego fiołkowe oczy - Bez niego umieram.
Podniosła się i bez słowa opuściła tę salę z widokiem na wzgórza. Ciało krążyło bez celu po arkadach pałacu, a jej dusza wędrowała po świecie w poszukiwaniu Aladara. Błąkała się tak do kolacji. Na tym posiłku zjawiła się tylko na moment by przeprosić i poinformować, że nie jest głodna, po tych słowach wróciła do pokoju. Położyła się w łóżku i wtuliła głowę w jego poduszkę, wdychając zapach żywiołokłosu. Wybuchnęła łzami.
- Gdzie jesteś Aladarze? - szepnęła.
Łkała, wspominając jego dotyk, jego uśmiech. Jak wiele by oddała, by tylko móc ujrzeć tę piękną twarz, te błękitne oczy? Serce rwało jej się w piersi, sprawiając niewyobrażalny ból. Bez przerwy szeptała jego imię. Łzy spływały po jej policzkach, gdy zasypiała  wtulona w jego poduszkę.
Zbudziła się o zmierzchu. Podniosła się i opuściła sypialnię by znów krążyć niczym duch po korytarzach pałacu. Po zejściu z jednej z czterech wierz udała się na północny balkon. Stała tam zmęczona, głodna i zmarznięta bo noce stawały się coraz chłodniejsze.
Kiedy księżyc wyjrzał zza chmur dostrzegła na wzgórzach jakiś ruch. Wytężyła wzrok by lepiej dostrzec postać zmierzającą ku pałacowi. Gdy dosięgło ją światło pochodni przy wejściu, Greit wyszeptała tylko jedno słowo:
- Aladar – bez wahania przeskoczyła barierkę balkonu by jak najprędzej znaleźć się obok niego.
Król zatrzymał się i nie odrywając od niej błękitnego spojrzenia, a ona wpadła w jego silne ramiona. Objął ją cicho szepcząc jej imię. Załkała, lecz nie z bólu, a ze szczęścia. Przycisnął ją mocniej do swej piersi ciesząc się dotykiem jej skóry.
- Aladarze błagam nigdy więcej tego nie rób - szepnęła wdychając jego zapach.
- Greitsien, nie proś mnie więc bym cię ukarał - odparł muskając nosem jej zakrzywione ucho.
Westchnęła cicho, a on odsunął ją nieco, złapał jej dłoń, ucałował i poprowadził ku wejściu do pałacu. Greit przyjrzała mu się w jaśniejszym świetle pochodni. Miał zmęczone, podkrążone oczy i był ranny w wielu miejscach, lecz jego twarz błyszczała szczęściem.
Gdy znaleźli się w sypialni, ona ułożyła się wygodnie w jego silnych ramionach. Przymknęła oczy rozkoszując się otaczającym ją ciepłem. Ucałował delikatne jej czoło i wyciągnął jej zapach. Zasnęli razem nieświadomi, że za kilka wieków los znów zamierza ich rozdzielić.

Przycisnął ją mocniej do swej piersi...


środa, 24 lipca 2013

Avalon - r. 17

 Rozdział 17

- Dziękujmy - rzekł Aladar dosiadając Oreafa - za wsparcie i pomoc...
- Twe słowa są zbyteczne, zawsze chętnie służymy pomocą - odparł Eltarian - mam nadzieję że nie długo się spotkamy. Pomyślnych wiatrów!
Wznieśli się w powietrze. Tym razem nie używali magii. Lecieli prosto i spokojnie mijając inne smoki. Aladar wraz z Greit na Oreafie, a ich kompani na młodszym bracie wspomnianego smoka. Widok pustkowia z góry był niesamowity.
- Niesamowite - wyszeptała Greit wpatrując się w falujące malachitowe morze traw.
Aladar objął ją mocniej i pocałował. Uśmiechnęli się, dostrzegając na horyzoncie sylwetkę pałacu Avalon.
- Wylądujcie na wzgórzach - rzekł Aladar do smoków.
***
Cień zakrył pałac i pobliskie mu domy. Na niebie ukazały się dwie sylwetki potężnych uskrzydlonych jaszczurów. Elfy nałożyły strzały na cięciwy i wystrzeliły w kierunku potworów. Mimo że byli doświadczonymi strzelcami nie trafili w te stwory. Nie chcieli trafić, lecz pokazać, że ich przebywanie na Avalonie im się nie podoba.
Lordowie dostrzegłszy to wystrzelili równocześnie trzy płonące błękitnym ogniem strzały - sposób złożenia hołdu władcom. Elfy niepewnie poszły w ich ślady i puścili się biegiem na wzgórza ponad którymi zaczęły kołować stworzenia.
Dwa zielone smoki wylądowały, a z grzbietu jednego z nich wyskoczyli Aladar i Greit. Z drugiego natomiast elfy towarzyszące władcom Avalonu w wyprawie. Zaraz stworzenia zostały otoczone przez ciekawskich, a Lordowie przeciskając się przez tłum wyszli im na spotkanie.
- Miło was znów widzieć - rzekł lord Magnus - mam nadzieję że smoki były dla was łagodne
- Nie inaczej - odparła Greit kładąc dłoń na piersi Oreafa i zwróciła się do ludu - spokojnie, nie są groźne.
- Groźne hmmm... - Oryfeusz zamyślił się ceremonialnie - dla wrogów, którymi elfy nie są.
- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc - rzekł Aladar podając dłoń Greit - mamy u was dług wdzięczności....
- Żadnych długów! - zaprzeczył Oryfeusz - ojcu się to nie spodoba... Żegnajcie!!!
Smoki wzbiły się w powietrze pozostawiając rozchodzący się lud. Król spojrzał na królową, ucałował ją.
- Minęło południe, co zamierzacie robić? - spytał lord Bell
- Nie zastanawialiśmy się nad tym, zechcesz nam coś zaproponować?
- Lord Magnus ma zamiar wam ukazać wam jedną z wielu tajemnic spowijających pałac.
Władcy skinęli głowami i udali się na drugie piętro. Spotkali tam lorda Magnusa, głównego kronikarza Avalonu. Powitał ich i wrócił do pisania.
Greit uważnie przyjrzała się pióru. Gdy dotykało kart zdawało się płonąć żywym ogniem. Aladar bez trudu odgadawszy jej myśli, sięgnął na górny regał i podał jej księgę. Bestnariusz. Otworzył ją na wybranej stronie i wskazał odpowiedni akapit. Mowa w nim o faniksie.
Pióra tych ognistych ptaków są niezwykle cenne jak i rzadkie, otrzymać je może jedynie ich zaufany przyjaciel. Posiadają bowiem magię, dzięki której nie ma potrzeby maczania ich w atramencie oraz nocą oświetlają mrok piszącemu.
Gdy Aladar odłożył księgę na miejsce lord podniósł się i zaczął mówić.
- Pałac skrywa wiele tajemnic, lecz nie wszystkie mogę wam dziś wyjawić - wyciągnął kilka ksiąg, odłożył na stolik i wskazał puste miejsce - włóż tam dłoń, Aladarze.
Elf zbliżył się i wykonał polecenie. Gdy jego ręka znalazła się w cieniu, pierścień zapłonął czerwonym światłem. Król dostrzegł na ścianie ślad dłoni. Przyłożył swą tak by pasowała, a za jego plecami regały się rozsunęły ukazując schody prowadzące w ciemność.
- Pójdę przodem - rzekł lord podając Aladarowi pochodnię.
Greit szła w środku tego pochodu. Zapuszczali się coraz głębiej, a gdy zeszli pod ziemię dostrzegli, że schody nie były marmurowe lecz wyrzeźbione w kamieniu. Niespodziewanie stopnie się skończyły, a przed nimi była wielka wyrwa w ziemi. Greit krzyknęła ze strachu bo poślizgnęła się na ostatnim stopniu, ale Aladar w porę ją złapał. Wtuliła się w jego ramiona wciąż drżąc.
- Lordzie? - krzyknął król rozglądając się za swym nauczycielem.
- To tylko złudzenie optyczne, nie ma się czego obawiać - echo niosło jego słowa.
Aladar poszedł przodem. Greit w napięciu obserwowała każdy jego ruch. Nagle zatrzymał się i wyciągnął ku niej dłoń. Złapała ją kurczowo, robiąc pierwszy krok. Powoli szła u jego boku starając się nie patrzeć w dół.
- Jesteśmy na miejscu - lord stał kilka kroków przed nimi.
Stali przed wielkimi drzwiami. Takie sama ujrzeli wczoraj w Rimanie gdy wstępowali do Zakonu. Lord otworzył je i ruszył przed siebie. Sala przypominała tą ze smoczej krainy lecz była pusta.
- Zgromadzenie możecie zwołać wkładając dłoń do studni i mówiąc powód zwołania Zakonu. Musicie informować członków o narodzinach i śmierci władcy bądź dziedzica tronu. Ten wylot w suficie to ołtarz powietrza przy pomniku na dziedzińcu. - lord odwrócił się do nich zastanawiając się co jeszcze im powiedzieć - Gdy umiera jedan z lordów, ci przez trzy dni zbierają się tutaj o wschodzie i zachodzie słońca czekając na przyjście nowego lorda. Ten gdy się zjawia mówi im cztery prawdy, których niestety nie wolno mi wam wyjawić.
Greit zbliżyła się do pomnika i dotykając złotej łapy poczęła cicho dziękować za wszystko co się wydarzyło. Gdy skończyła w ciszy wrócili na górę.
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, w pewien tristicki wieczór, Aladar rzekł Greit słowa które miała pamiętać do końca swych dni.
- Greitsien, jutro wypełni się twa kara - pocałował ją na dobranoc - nie obawiaj się. Wszystko będzie dobrze.

...zdawało się płonąć żywym ogniem...


poniedziałek, 22 lipca 2013

Avalon - r. 16

Rozdział 16
Poranek nastał zbyt prędko. Greit podniosła się zbudzona pocałunkiem Aladara.
- Czas nagli, Greitsien - szepnął jej do ucha wstając.
Skinęła głową i poszła jego śladem. Gdy była gotowa podał jej dłoń i opuścili pokój kierując się do głównej sali. Spotkali tam Oreafa i Orfeusza oraz ich błękitną siostrę Lily, którzy byli odzwierciedleniem avalońskich lordów, Eltariana i jego srebrną żonę Sabin.
- Dosiądźcie mnie - rzekł Eltarian - w Rimanie bez skrzydeł tam nie dotrzecie.
Zniżył się by im dopomóc. Gdy go dosiedli rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Nad ich głowami był duży szyb którym bez problemu lecieli. Zanurzyli się w labirynt tysiąca korytarzy. Raz lecieli prosto lub w górę, innym razem nurkowali z zawrotną prędkością.
Wylądowali przed wielkimi drzwiami. Oprócz górnego szybu którym tu przybyli było wiele tuneli prowadzących w nieznane. A z jednego z nich wyłonili się lordowie.
- Idźcie przodem - rzekł Eltarian.
Drzwi otworzyły się. Był to zdumiewający widok. Znajdowali się w pomieszczeniu przypominającym idealnie wyrzeźbioną kulę, a na samym jej środku stała kamienna studnia, za nią zaś rosło potężne drzewo. Miało liście, kwiaty i owoce - Złote Jabłka, a nad nimi dziura w suficie która wpuszczała dość dużo światła aby oświetlić całą salę. Na ścianie dookoła były występki skalne na których stali przedstawiciele wszystkich ras. Dwa miejsca były wolne. Smoki wzbiły się w powietrze lądując na większym i wyżej położonym. Elfy ruszyły przed siebie.
Za studnią stał Wielki Skrzydlaty Lew. Dopiero gdy podeszli bliżej zrozumieli że to posąg.
- Aladarze i Greit potomkowie Avalonu - rzekł potężnym głosem Eltarian - Czy przyrzekacie że nie zaatakujecie żadnego z przedstawicieli tych państw i będziecie je wspierać w czasie bitwy? Będziecie wierni tak jak każde z nas Wielkiemu Lwu? Jeśli tak padnijcie przed nim na twarz i zaprzysięgnijcie.
Spojrzeli po sobie. Król podał dłoń królowej i oddali ukłon swemu panu.
- My władcy z twej woli. My opiekunowie twych dzieci na Avalonie - rzekły razem elfy - przysięgamy wspierać na dobre i na złe wszystkich przedstawicieli gatunków stworzeń które są tutaj...
- My dzieci twe z twej woli władcy - rzekli wszyscy prócz elfów - przysięgamy ci że wspierać będziemy na wieki Avalon i jego mieszkańców....
- Tak nam dopomóż - powiedzieli wszyscy oddając mu pokłon
Powstali. Aladar i Greit zanurzyli dłonie w wodzie. Przez moment ich pierścienie miały błękitną barwę. Napili się wody i zjedli jabłko. A następnie w towarzystwie lordów wstąpili na swoje nowe miejsce, na swoją skałę. Elfy rozejrzały się. Na skale były wykute dwa trony, zasiedli na nich mając po prawej fauny, a po lewej centaury. Pod nimi były syreny, a ponad gryfy.
- Bracia i siostry! Dziękuję za przybycie na to zebranie na którym zyskaliśmy nowych sojuszników - rozległ się głos Eltariana - Niech Pan będzie z wami.
Wszyscy powoli opuszczali salę. Stworzenia latające wyleciały górnym szybrem przez które wpadało światło. Wodne spłynęły dziurą wydrążoną w skale. A pozostali spokojnie wychodzili drzwiami i udawali się do odpowiednich tuneli. Lordowi skinęli na swoich panów i opuścili ich. Aladar i Greit wraz ze smokami wrócili na górę - do Rimanu.


...ich błękitną siostrę Lily...


czwartek, 18 lipca 2013

Avalon - r. 15

Rozdział 15
Greit otworzyła oczy. Mrok otaczał ją z każdej strony tak, że nie mogła dostrzec swych rąk. Podniosła się wyżej, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Zignorowała go słysząc szum drzew i traw. Jej wątła dłoń powędrowała w kierunku miecza, którego nie było.
- Napij się - rzekł głos
Greit poczuła, że w jej dłoni znajduje się szklanka. Uniosła ją do ust i z wdzięcznością łykała życiodajną wodę.
- Gdzie jestem? - spytała zwracając się w kierunku źródła dźwięku
- W Rimanie - zaszumiała odpowiedź - Nadchodzi. Zostawię was samych.
Wnet ktoś otworzył drzwi. Światło które wpadło do komnaty oślepiło elfijkę, lecz zdołała dostrzec zbliżającą się postać.
- Aladar - wyszeptała ruszając ku niemu.
Nie uszła nawet dwóch kroków. Ostry ból kręgosłupie i wątłe siły sprawiły, że nie miała dość sił by ustać na nogach. Wyciągnęła dłonie aby odeprzeć upadek, lecz nie dotknęła podłogi. Aladar był obok i ją podtrzymywał.
- Nie zasługuję na to - wyszeptała próbując mu się wyrwać.
Król postawił ją w pionie wciąż ją podtrzymując. Jedną dłoń oparł na jej talii, drugą zaś wsuną we włosy. Greit próbowała ze wszystkich pozostałych jej sił go odepchnąć. W końcu przesunął kciukiem po jej policzku, zatrzymał się na brodzie i starał się unieść ją do góry. Nie udało mu się to, więc bojąc się, aby jej skrzywdzić, pociągnął ją za włosy. Uniosła głowę wciąż mówiąc.
- Nie jestem godna by na ciebie patrzeć, zasługuję na karę...
Aladar zaczął opuszkami palców gładzić jej kark, cierpliwie czekając aż otworzy odpowiednio usta i ją pocałował. Nie odwzajemniła go, po prostu nie mogła. Starała się mu wyrwać, ale on blokował każdy jej ruch.
Dla niej to była walka na dwóch frontach. Zacięta bitwa między miłością a myślą, że zasługuje na karę i dlatego nie powinna oddawać się pieszczotom Aladara. Powoli i konsekwentnie złamał jej opór, tak silnie nalegając, gdy ona była zbyt słaba.
Spojrzała na moment w jego błękitne oczy i otworzyła się na pocałunek, odwzajemniając go z wigorem. Włożyła w niego wszystkie emocje które przed chwilą próbowała odepchnąć. Owinęła swe wątłe ramiona wokół szyi Aladara i wsunęła dłonie w jego aksamitne włosy. Próbowała go do siebie przyciągnąć, lecz była zbyt słaba. Jej król to pojął i nie odrywając warg od jej ust, porwał w ramiona.
Usiadł na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach. Puścił ją i delikatnie od siebie odsunął. Oboje ciężko dyszeli. Greit podniosła nieśmiało wzrok i oparła dłoń na jego silnym ramieniu, a jej twarz wykrzywił grymas bólu. Nie uszło to uwadze Aladara.
- Greitsien, co cię boli?
- Kręgosłup, lecz to nic wielkiego, ja...
- Ciii, nic nie mów - przerwał jej - musisz odpocząć.
Położył ją na brzuchu, ułożył dłonie na jej ramionach i przesunął je w kierunku jej bioder. Wrócił na jej barki i zaczął ją masować. Greit westchnęła z rozkoszą, czując jak rozluźniają się jej mięśnie. Przymknęła oczy pozwalając by się nią zajął, a chwilę później smacznie spała.
Gdy się zbudziła pomieszczenie rozświetlały pochodnie. Była to wyrzeźbiona w kamieniu sala z łożem i kilkoma szafkami. Greit usiadła rozglądając się w poszukiwaniu Aladara. Przyglądał się jej oparty o ścianę.
- Greitsien - rzekł idąc do niej - nie musisz się mnie obawiać.
- Postąpiłam wbrew tobie, zasługuję na bolesną karę.
- Nie, nigdy cię nie ukażę - odparł łapiąc jej dłoń - póki żyję nikt nie uniesie na ciebie ręki - dostrzegł niemą prośbę w jej oczach - Dobrze, masz moje słowo, że się nad tym zastanowię, lecz nie tutaj i proszę nie wracajmy już więcej do tej rozmowy, dobrze?
Skinęła głową rozumiejąc dlaczego tak postąpił.
- Aladarze, jak to się stało, że jesteśmy w Rimanie? – spytała nieśmiało patrząc w jego oczy.
- Twoje zaklęcie opadło tuż przed końcem ścieżki. Ja wróciłem do ciebie, a pozostała trójka pobiegła po pomoc. Spotkali Oreafa i Oryfeusza szmaragdowych synów Eltariana. Zabrali nas do swej krainy i polecieli po driady które cię leczyły - dotknął jej policzka - przez dwa dni byłaś nieprzytomna, a ja bardzo się o ciebie bałem. Eltarian chciał mi o czymś powiedzieć, ale rzekłem mu, iż chcę to usłyszeć w twej obecności.
Uśmiechnęła się do niego, dotknęła jego twarzy i pocałowała go w policzek. Szepnęła słowo mocy, a dziury w jej ubraniu się zacerowały. Podeszła do szafki i uzbroiła się. Aladar nie odrywał od niej wzroku. Jej czarne oczy iskrzyły się w świetle pochodni, a każdy jej ruch ukazywał jak bardzo jest delikatna. Wpatrywał się w nią zachwycony.
- Aladarze, czuję się na siłach. Jeżeli nie masz nic przeciwko wyruszymy do Eltariana.
- Oczywiście - odparł i wstając niby przez przypadek musnął nosem jej kark - Czy kiedykolwiek mówiłem ci, że nie ma piękniejszej elfijki od ciebie?
- Tak, wielokrotnie - dotknęła jego ramienia - najdroższy, proszę trzymaj swoje uczucia na wodzy.
Skinął głową i podał jej ramię. Opuścili pokój, a Aladar zaczekał aż Greit zauroczy się tym widokiem. Zbliżyła się do krawędzi, lecz nie dostrzegła ziemi. Król odsunął ją od urwiska i nakazując jej trzymać się ściany, a sam szedł bliżej przepaści. Po drodze mijali wiele jaskiń, lecz te były o wiele większe i nie posiadały drzwi. Z jednej wyjrzał rubinowy pysk smoka. Jego zielone oczy z ciekawością przyglądały się koronie Aladara, lecz schował się, nim ten zdążył dobyć miecza. Gdy dotarli do głównej jaskini słońce było w zenicie.
- Miło was widzieć - rzekł Eltarian - Greit, mam nadzieję że czujesz się już lepiej.
- Tak, dziękuję za pomoc.
Smok ułożył się wygodnie, co chwilę rozkładając złote skrzydła, po czym wskazał im bogato zdobioną sofę. Gdy w niej zasiedli zaczął mówić.
- Lordowie zapewnie nie wspomnieli wam o Zakonie Lwa. Jest to zgromadzenie wielu ras tego świata. Każdy z jej członków ma zadanie bronić i wspierać innych. Twoi rodzice byli w zakonie...
- Dlaczego więc nie przyszliście im z pomocą? - w głosie Aladara dawało się dosłyszeć rosnący gniew - zginęli mimo tak wielkiej liczby sojuszników.
- Wiadomość dotarła zbyt późno i nawet z tysięcznym wojskiem nie zdołaliśmy się przebić przez barierę Jahwala... Muszę wiedzieć czy pójdziesz ich śladem i dołączysz na czele Avalonu do nas, czy obrócisz ponad pół świata przeciw sobie?
Aladar z wahaniem spojrzał na Greit, ta spokojnie skinęła głową.
- Chcemy wstąpić do Zakonu - rzekł
- Dobrze, przyjdźcie tu o świcie.

....co chwilę rozkładając złote skrzydła...


poniedziałek, 15 lipca 2013

Avalon - r. 14

Rozdział 14
Długie ciało węża spokojnie sunęło w kierunku biegnącego elfa. Gad wysunął rozwidlony język starając się wyczuć zapach krwi za którym podążał. Nagle się zatrzymał i zamachnął ogonem przewracając swoją ofiarę. Upadła, lecz podniosła się prędko i zaatakowała.
Greit naciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę. Trafiała tuż obok oka. Jahwal nie zwócił na to uwagi. Elfijka zamachnęła się mieczem dostrzegając zbliżający się ogon. Była zmęczona, lecz musiała walczyć by uchronić najbliższego jej sercu. Miecz wyleciał jej z rąk, a powietrze rozdał pełen kpiny śmiech wroga.
- Sssłabniesz elfijko? -  spytał
Nie odpowiedziała. Znów nałożyła strzałę na cięciwę i trafiała idealnie po drugiej stronie. Wąż zasyczał z bólu i jednym ruchem wyrzucił ją w powietrze. Uderzyła o pień drzewa, a jej wzrok na moment zaszedł mgłą, lecz zdołała dostrzec sylwetkę zbliżającego się elfa. Aladar. Greit ostatkiem sił wyrzuciła sztylety, a jej bezwładna głowa opadła na ramię.
Król wbił miecz w grzbiet tego gada równocześnie z sztyletami swej żony. Bezwładne cielsko opadło na ziemię, a promienie słońca które zaczęły przenikać przez gałęzie, roztopiły to co pozostało z Jahwala.
- Greitsien! - Aladar zerwał się z miejsca.
Przyklękną obok niej i ułożył sobie jej głowę na kolanach. Położył dłoń na jej szyi, z ulgą wyczuwając słaby puls,  rozerwał swe szaty starając się zatamować krwawienie z poważnych ran. Wnet zerwał się wiatr. Aladar delikatnie ułożył ją na ziemi, dobył miecza i odwrócił się. Dwa wielkie, skrzydlate jaszczury wylądowały tuż przed nim. Miały tę samą szmaragdową barwę, lecz różniły się w budowie. Elf niespokojny stanął przed Greit gotów ją bronić, gdyby smoki próbowały skrzywdzić wybrankę jego serca.
- Ty zapewne jesteś Aladar - rzekł masywniejszy stwór.
- Skąd znasz me imię?
W odpowiedzi z grzbietu mniejszego smoka zaskoczyli kompani króla.
- Zwę się Oreaf - odezwał się większy - a to mój brat Oryfeusz.
- Pomożecie Greitsien? - spytał Aladar odsłaniając swą żonę.
Bracia zbliżyli się i wysunęli rozwidlone języki, by zbadać jej stan.
- Jest ciężko ranna jak i zmęczona, nasz ojciec może jej pomóc - Oreaf odsunął się od brata - wsiadaj zabierzemy was stąd.
Aladar wziął Greit w ramiona i wspiął się na grzbiet jaszczura. Wzbili się w powietrze. Gdy opuścili las i lecieli nad pustkowiem smoki wzlatywały coraz wyżej. Kiedy dotarły do powierzchni chmur przez moment jaszczury wyrównały lot, a następnie zanurkowały. Zaczęły obracać się wokół własnej osi, przypominając wypuszczoną z łuku strzałę.
Gdy dało się dostrzec zarys skał rozłożyły skrzydła. Było to urwisko w kształcie półkola z mnóstwem jaskiń zamieszkanych przez smoki. Te na których lecieli rozdzieliły się i lecąc pionowo, minęły się przed największą z widocznych jaskiń. Zakończyły spotykając się tam gdzie się rozdzieliły - naprzeciw owej dziury w skale. Wleciały do niej.
- Ojcze - rzekli równocześnie po wylądowaniu.
Złoty smok obrzucił ich spokojnym spojrzeniem, zatrzymując się na grzbietach. Z mroku wyłoniła się srebrna smoczyca. Mruknęła coś do tego zielonego, a on jej odpowiedział tym samym. Opuściła jaskinię wzbijając się w powietrze.
- Zwę się Aladar - rzekł elf zeskakując z grzbietu Oreafa - z praw nadanych przez Wielkiego Skrzydlatego Lwa zasiadam na tronie Avalonu, państwa elfów. Przybyłem by prosić o pomoc. Moja żona jest ciężko ranna.
- Witaj jestem Eltarian, pan Riamu, smoczej krainy - rzekł złoty i wyciągną szyję w kierunku Greit trzymanej w ramionach Aladara - nie jest z nią dobrze, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy by jej pomóc.

Dwa wielkie, skrzydlate jaszczury...


piątek, 12 lipca 2013

Avalon - r. 13

Rozdział 13
Pięcioro elfów stało przed potężnym lasem. Uzbrojeni, silni i gotowi by ruszyć w nieznane. Jedna z nich, mająca złoty diadem na głowie, rozdała towarzyszom pochodnie i prosząc by trzymali się blisko zrobiła pierwszy krok w ciemność, podczas gdy na wschodzie nastawał świt. Jedynym źródłem światła stały się pochodnie i pierścienie władzy, gdyż gałęzie drzew nie przepuszczały promieni słońca. Zapowiadała się spokojna droga, chodź nikt nie miał wątpliwości, że w mroku czai się zło.
Wyruszyli z pałacu dwa dni temu i w ciągu jednego bądź dwóch dni powinni przebyć ten las. Gdy zmęczenie dało im się we znaki rozpalili ognisko i rozwinęli na ścieżce tkaniny mające posłużyć im jako łóżka. Greit położyła głowę na ramieniu Aladara, a on ucałował ją na dobranoc.
Zbudził ją szelest liści. Ognisko dawno wygasło, choć wciąż węgielki się  iskrzyły. Odgłos się  powtórzył. Greit zerwała się na równe nogi i dobyła miecza. Gdy pozostali stanęli u jej boku, szepcząc słowo mocy wyrzuciła w powietrze kilka kamieni tworząc krąg obrony. W mroku rozbrzmiał znajomy szyderczy śmiech.
- Nie głupie rozwiązanie - rzekł ten sam głos.
Jahwal. Mimo że go nie widzieli nikt nie miał wątpliwości, że to on. Królowa przez monet myślała co począć i w końcu zrobiła to co nakazało jej serce.
- Aladarze - szepnęła stając przed nim - wiem, że to co teraz uczynię, będzie wbrew tobie i wierzę, że zostanie mi wymierzona za to pamiętna kara.
- Greitsien, proszę nie, nie rób tego - odparł pojmując to, co miała zamiar uczynić. Wiedział,  że te słowa nie pomogą więc szepnął zrezygnowany - Greitsien, najmilsza mego serca, wiedz, iż zawsze, mimo to będę cię kochał.
Po czym ukryła miecz, a on uniósł jej głowę tak, aby spojrzała w jego błękitne oczy i gorąco pocałował. Wciągnęła ten cudny zapach, tę woń traw i żywiołokłosu, wsunęła dłoń w złote, jedwabiste włosy, po raz ostatni obrysowała owal ukochanej twarzy i nie chętnie oderwała się od tego idealnego mężczyzny. Aladar złapał jej dłoń obiecując sobie, że nie pozwoli jej zginąć i delikatnie ucałował koniuszki jej palców. Puścił ją, gdy ze łzami w oczach wypowiedziała słowo mocy. Zamarł w bezruchu. Tylko jego oczy pozostały wciąż żywe i pełne sprzeciwu, a zarazem miłości.
- Ręczycie za niego własnym życiem - rzekła do towarzyszących jej elfów - gdy dam wam znak chwycicie kamienie tak aby Aladar był w środku ich mocy i pobiegniecie w stronę światła...
Skinęli głowami w odpowiedzi i stanęli obok kamieni. Greit zbliżyła się do Aladara i oddała mu pokłon.
- Jestem elfem i obietnicy swej za cenę własnej krwi dotrzymam. Zawsze cię kochałam i kochać będę... - pochyliła głowę i pocałowała jego pierścień - Mój Królu... - wstała i nie mając odwagi by spojrzeć mu w oczy, dobyła miecza - biegnij do światła.
Nogi Aladara poruszyły się, zaczął biec. Samanta i pozostali ruszyli za nim, pozostawiając Greit pośród szaleńczego śmiechu wroga.
- Wzrussszające pożegnanie - rzekł Jahwal - po prossstu ssszkoda mi wasss.
- Ukaż się, tchórzu!
Jej dłoń ściskająca miecz była już cała mokra od potu. Skupiona zataczała kręgi, co chwilę wyrzucając w powietrze ognistą kulę która rozświetliła okolicę. Gdy usłyszała szelest za swoimi plecami, odwróciła się i z przerażeniem dostrzegła Jahwala. Był to trzy- bądź czterokrotnie większy od niej wąż. Wbił w nią swoje złote spojrzenie pionowych źrenic, rozłożył kaptur i zasyczał.
- W imię Lwa - szepnęła Greit ruszając do ataku.

z przerażeniem dostrzegła Jahwala. Był to trzy- bądź czterokrotnie większy od niej wąż...