sobota, 21 września 2013

Avalon - r. 21

Rozdział 21

- Lordowie - powiedziała Greit dwa lata po owej, pamiętnej karze - mam wam coś do powiedzenia.
- My również...
- Czy coś zagraża Avalonowi? - spytała Greit.
- Nie - odparł lord Magnus - to opowieść.
Skinęli głowami zasiadając na krzesłach, a lord Bell westchnął cicho i rozpoczął opowieść:
- Aladarze, wiedz, że te słowa nie są proste - szepnął spoglądając na regały pełne książek - twoja babcia Megan, spotkała elfa który ją kochał. Lecz ona go nie miłowała i wyszła za niego z litości. Zgwałcił ją, a ona go tej samej nocy zabiła. Gdy następnego dnia pobrała się z Aiffem nie wiedziała że jest w ciąży. Po wielu miesiącach i długich modlitwach Lew w swej łasce zgodził się jej pomóc, wprowadzając w jej łono własne nasienie. Tak narodził się Jahwal i twój ojciec Nicolas.
- Więc mój ojciec jest synem Wielkiego Lwa... - wyszeptał z niedowierzaniem.
- Tak... lecz to nie koniec - odparł lord Marius - gdy zmarł Aiffen, Jahwal otrzymał część królestwa a wraz z nim odszedł lord Hinnis, ja natomiast zająłem jego miejsce. Nicolas jako starszy z braci zasiadł na tronie. Po kilku szczęśliwych wiekach przybył na Avalon elf z Festii. Pozwolono mu stanąć przed twym ojcem. Mówił że z ,,tamtego podłego kraju pomogło mu się wydostać stworzenie które tu widział'', okazało się, że przebywał na Avalonie w snach i wskazał na Wielkiego Lwa. Nie mieliśmy wtedy wątpliwości że to potomek lorda Hinnisa. Jako niewierny mieszkał razem z innymi elfami.
- Pamiętam ów dzień w którym tu przyszedł - odezwał się lord Bell - mówiąc że z łaski Lwa narodzi mu się córka, która ma być mu poświęcona. Narodziła się i żyje do dziś. O tobie mówię Greit.
Na te słowa królowa wstała od stołu i z niezrozumiałym, pustym wzrokiem cofała się ku drzwiom.
- Ja.. - jej głos drżał ze strachu - Ja... ja nie powinnam... nie jestem godna nosić twego dziedzica. Dziedziczki.
- Greitsien... - wyszeptał Aladar idąc w jej stronę - Greitsien.... Najmilsza....
Podniósł ją z pokłonu i pocałował. Nie odpowiedziała. Zrobił to po raz kolejny, a ona wciąż nie reagowała. Pozwalała mu aby czynił z jej ciałem co chciał. Nie sprzeciwiała się, ani nie patrzała w oczy.
- Mój Panie - rzekła - ja... jeżeli pragniesz ja usunę to dziecię. Wystarczy tylko słowo. Zrozumiem jeżeli wygonisz mnie poza próg pałacu i mnie zostawisz na pastwę losu...
Spojrzał na nią z miłością, mając nadzieję że złagodzi jej ból i strach. Najdelikatniej jak umiał wytarł wierzchem dłoni łzy spływające po jej policzku.
- Greitsien - rzekł czule - a czy ty tego chcesz?
Przełknęła ślinę.
- Nie
- Ja również - wyszeptał, pocałował ją i przytulił - Greitsien, nigdy cię nie opuszczę. Nigdy nie zostaniesz sama, obiecuję.
Objął ją i kołysał w ramionach, czekając aż przestanie drżeć. Westchnął cicho wdychając jej zapach, świadom, że przez tę decyzję może ją stracić na zawsze.


 ...twoja babcia Megan...


wtorek, 27 sierpnia 2013

Avalon - r. 20

Rozdział 20

Następnego dnia gdy byli w sali tronowej zjawiła się elfijka wraz z córką. Kiedy powstały z pokłonu Aladar z ulgą rozpoznał w starszej córkę lorda.
- Chwała Wam, o władcy mej ojczyzny! - powitała ich - mój królu, oto ja Eponi przybywam w twe progi by wypełnić obietnicę krwi którą złożyłam Ci w Festii, by poświęcić mą córkę temu który Stoi Na Straży Niewinnych.
Aladar podniósł się z tronu, podał dłoń swej królowej i udał się na dziedziniec, ku najwspanialszemu pomnikowi Lwa na Avalonie. Miał potężne, rozłożone skrzydła, grzywę ze lśniącego złota, a dokoła niego znajdowały się cztery ołtarze żywiołów. Ołtarzem wody była wielka misa wypełniona owym płynem po brzegi, a ognia był wielki znicz z Wiecznym Ogniem. W ołtarzu powietrza była wielka dziura niczym studnia bez dna, natomiast ołtarz ziemi był podestem na którym rosło Drzewo Życia - gdy jego pierwszy liść pożółkł zaczynała się tristitia, kiedy wszystkie opadły swój początek miała somnium, pierwszy kwiat zwiastował spere, a gdy pierwszy dojrzały owoc spadł na ziemię rozpoczynała się calor.
- Niechaj będzie chwała Wielkiemu Skrzydlatemu Lwu, opiekunowi sprawiedliwych i niewinnych, stworzycielowi i niszczycielowi! - rzekła Eponi padając na kolana - w Jego imię ja, Eponi lordowska córka, wedle obietnicy krwi poświęcam swe dziecię, Cosette zrodzoną wbrew świętym prawom, Najwyższemu. Proszę, niechaj Najwspanialszy natchnie ją swym świętym duchem i przyjmie jako swe dziecię.
Cosette rozpoczęła rytuał. Zbliżyła się do ołtarza wody i zanurzyła się w tej nieskazitelnie czystej wodzie. Następnie bez strachu, pokładając jedynie nadzieję w Lwie, włożyła dłoń w Wieczny Ogień. Później zawisła w przestworzach nad ołtarzem powietrza, a pod wpływem jej dotyku zakwitło Drzewo Życia. Gdy to wszystko się wydarzyło, uklękła przed obliczem swego Pana i ujrzała jego potęgę. Oto na jej oczach posąg poruszył się, rozłożył skrzydła i zaryczał tak, że elfijce dreszcz przebiegł po plecach. Nie bała się tego głosu, on ją radował, budził do życia.
Kiedy uniosła wzrok posąg trwał tak jak dawniej. Można było powiedzieć, że dookoła nic się nie zmieniło. Nic prócz owej dziewczynki klęczącej przed złotym Lwem niemalże dwa razy większej od niej, bo ta dziewczynka poznała najświętsze prawo które na zawsze odmieniło jej życie.

w Wieczny Ogień

czwartek, 1 sierpnia 2013

Avalon - r. 19

Rozdział 19
Złote promienie słońca oświetliły dwoje śpiących elfów. Greit usiadła wysunęła się z objęć Aladara i wyszeptała cicho.
- Śpij, najdroższy, niech świt cię nie zbudzi.
Podniosła się by zmienić strój. Gdy wróciła w białej sukni przeplatanej złotymi nićmi zauważyła, że łóżko jest puste. Jej serce zlękło się, że to było tylko pragnienie, uciążliwa tęsknota która wywołała tak realną wizję.
Nagle ktoś oparł jej dłonie na ramionach. Z trudem stłumiła krzyk przerażenia. Odwróciła się powoli i spojrzała w błękitne oczy mężczyzny stojącego za nią. Dotknął jej policzka tak delikatnie jak głaska się spłoszonego gołębia.
- Nie musisz się mnie obawiać - szepnął gdy wtuliła się w jego ramiona - Greitsien, zawsze będę przy tobie... Chodźmy, lordowie nas wyczekują. Po śniadaniu wszystko ci opowiem, masz na to moje słowo.
Westchnęła cicho i oderwała się od jego piersi, nie puszczając jego dłoni. Uśmiechnął się do niej wprowadzając na arkady. Powiódł ją spokojnym krokiem ku schodom na niższe piętro i zeszli po nich w kierunku jadalni. Lordowie dostrzegając Aladara z ulgą skinęli głowami.
- Dziękuję moi drodzy nauczyciele - rzekł do nich - wdzięczny jestem za dotrzymanie danego słowa.
Ci powtórnie skinęli głowami i bez słowa otworzyli drzwi. Władcy podążyli przed siebie ku nastawionemu stołowi. Pobłogosławili i zjedli zaskakująco dużą porcję w zadziwiająco krótkim czasie. Gdy skończyli zamiast do sali tronowej udali się do biblioteki, by Aladar mógł wyjawić swej żonie wydarzenia wczorajszego dnia.
- Zbudziłem się o północy i wierz mi najdroższa, opuściłem cię niechętnie - rzekł patrząc jej w czarne oczy - wiedząc, że będziesz bezpieczna w pałacu, wyruszyłem do pustelni na wschodnich wzgórzach. Dotarłem tam o świcie i z trudem powstrzymywałem się by nie wrócić do ciebie. Każda godzina bez ciebie, każdy posiłek sprawiały, że ból w sercu narastał, a słońce traciło blask. Moje oczy w niepokoju rozglądały się za twym wzrokiem, a dłonie poszukiwały tych smukłych palców. Tęskniłem za tobą, wiedząc, że ty, najmilsza cierpisz o wiele bardziej...
- Po coś mnie miły tak mocno pokochał? - spytała cicho.
- Greitsien, radości mego serca, kocham cię od owego pamiętnego dnia, gdy ujrzałem cię po raz pierwszy. Lecz po co? Gdyż jam jest niczym ptak, a ty jak wolność, przestrzeń która pozwala mi rozwinąć skrzydła. - ucałował wnętrze jej dłoni i spytał - A jak minął twój dzień, Greitsien?
- To bolało Aladarze, bolało mocniej niż jesteś w stanie pojąć... Nie - wyprzedziła jego pytanie - nie ja nie skarżę się. Gdyż wiem, wiem, że to była moja kara i na nią zasłużyłam...
- Nie, Greitsien - odparł - nikt nie zasłużył na takie cierpienie. Wczorajszego dnia dręczyło mnie jedno pytanie: czy wciąż mnie miłujesz i jak to sakrum się w tobie zrodziło?
- Och, Aladarze, ja... ja NIGDY nie przestanę cię kochać, a co do historii tego uczucia które nas łączy, ja zawsze należałam do ciebie. Gdy cię ujrzałam po raz pierwszy jeszcze nieświadoma kim jesteś ofiarowałam ci me serce. Kiedy dotrzymałeś obietnicy i odnalazłeś mnie w Festii oddałam ci mą duszę. A gdy złożyliśmy śluby ofiarowałam ci me ciało. Ja nieodwracalnie należę do ciebie.
Aladar podszedł do niej i odsunął krzesło tak, aby mogła wstać. Gdy się podniosła objął ją i delikatnie kołysał w ramionach. Włożył dłonie w jej włosy, a ona uniosła głowę i wyszeptała:
- Godziłabym się, nie widzieć na niebie gwiazd ani słońca, nie widzieć błękitu dnia i mroku nocy, lecz tylko w każdej chwili widzieć Ciebie, w twe oczy patrzeć od świtu do zmroku.
Uśmiechnął się i ucałował ją. W tym chwilowym dotyku powiedział jej więcej niż zdołałby wyrazić słowami.

...spojrzała w błękitne oczy mężczyzny stojącego za nią...


czwartek, 25 lipca 2013

Avalon - r. 18

Rozdział 18
Pierwsze promienie tristickiego słońca zbudziły królową. Wciąż śpiąc przekręciła się na drugi bok, dłonią szukając Aladara. Poderwała się nagle trafiając na kraniec łoża. Otworzyła oczy i analizując każdy szczegół rozejrzała się po pokoju. Był pusty.
Z lekkim strachem przebrała się i samotnie ruszyła w kierunku jadalni. Po drodze spojrzała na dziedziniec. Świt malował na złoto tamtejsze liście drzew i krzewów. Gdyby miała u boku swego męża to zapewne rozmyślałaby nad urodą tristitii - tej trwającej 30 dni, złotej i deszczowej porze roku.
- Lordowie widzieliście Aladara? - spytała Greit widząc swych nauczycieli.
Podnieśli głowy na dźwięk jej głosu i opuścili je bez słowa. Po chwili otworzyli drzwi, ukazując przykryty różnymi potrawami stół. Greit zasiadła przy nim niepewnie, nie spuszczając wzroku z lordów. Pobłogosławiła jedzenie, w duchu prosząc Lwa by pojawiał się tam Aladar. Niestety nie została wysłuchana.
Starała się zachować czystość umysłu by móc rozważnie myśleć, choć przychodziło jej to z nie małym trudem. Dla niej słońce straciło blask, a świat okrył cień szarości. Nie umiała się śmiać, jak też nie chciała płakać, a jej oczy w popłochu poszukiwały ukochanego błękitu.
Gdy nastała przerwa Greit udała się do północnego skrzydła pałacu by jak co dzień trenować z lordem Bellem. Czekał na nią polerując swój miecz. Dobyła swego, a on pozdrowiwszy ją nieoczekiwanie zaatakował. Odparowała cios, szykując się do obrony. Starszy elf wyskoczył w powietrze i uniósł ostrze ku górze. Greit uskoczyła, lecz miecz wypadł jej z dłoni. Uniosła ręce ku górze pokazując, że nie jest zdolna do walki.
- Greit co się dzieje? - spytał - nigdy nie udało mi się wyrzucić rękojeści z twej dłoni. Możesz mi powiedzieć o wszystkim.
Królowa podniosła się, złapała miecz i włożyła go do pochwy.
- Lordzie - rzekła siadając pod ścianą tej obszernej sali - gdzie jest Aladar? Dlaczego nie odpowiesz?... dobrze nie będę nalegać. Pytałeś co się stało. Otuż ja jestem jak kwiat, a Aladar niczym życiodajna woda, niczym słońce które mnie ogrzewa. - spojrzała w jego fiołkowe oczy - Bez niego umieram.
Podniosła się i bez słowa opuściła tę salę z widokiem na wzgórza. Ciało krążyło bez celu po arkadach pałacu, a jej dusza wędrowała po świecie w poszukiwaniu Aladara. Błąkała się tak do kolacji. Na tym posiłku zjawiła się tylko na moment by przeprosić i poinformować, że nie jest głodna, po tych słowach wróciła do pokoju. Położyła się w łóżku i wtuliła głowę w jego poduszkę, wdychając zapach żywiołokłosu. Wybuchnęła łzami.
- Gdzie jesteś Aladarze? - szepnęła.
Łkała, wspominając jego dotyk, jego uśmiech. Jak wiele by oddała, by tylko móc ujrzeć tę piękną twarz, te błękitne oczy? Serce rwało jej się w piersi, sprawiając niewyobrażalny ból. Bez przerwy szeptała jego imię. Łzy spływały po jej policzkach, gdy zasypiała  wtulona w jego poduszkę.
Zbudziła się o zmierzchu. Podniosła się i opuściła sypialnię by znów krążyć niczym duch po korytarzach pałacu. Po zejściu z jednej z czterech wierz udała się na północny balkon. Stała tam zmęczona, głodna i zmarznięta bo noce stawały się coraz chłodniejsze.
Kiedy księżyc wyjrzał zza chmur dostrzegła na wzgórzach jakiś ruch. Wytężyła wzrok by lepiej dostrzec postać zmierzającą ku pałacowi. Gdy dosięgło ją światło pochodni przy wejściu, Greit wyszeptała tylko jedno słowo:
- Aladar – bez wahania przeskoczyła barierkę balkonu by jak najprędzej znaleźć się obok niego.
Król zatrzymał się i nie odrywając od niej błękitnego spojrzenia, a ona wpadła w jego silne ramiona. Objął ją cicho szepcząc jej imię. Załkała, lecz nie z bólu, a ze szczęścia. Przycisnął ją mocniej do swej piersi ciesząc się dotykiem jej skóry.
- Aladarze błagam nigdy więcej tego nie rób - szepnęła wdychając jego zapach.
- Greitsien, nie proś mnie więc bym cię ukarał - odparł muskając nosem jej zakrzywione ucho.
Westchnęła cicho, a on odsunął ją nieco, złapał jej dłoń, ucałował i poprowadził ku wejściu do pałacu. Greit przyjrzała mu się w jaśniejszym świetle pochodni. Miał zmęczone, podkrążone oczy i był ranny w wielu miejscach, lecz jego twarz błyszczała szczęściem.
Gdy znaleźli się w sypialni, ona ułożyła się wygodnie w jego silnych ramionach. Przymknęła oczy rozkoszując się otaczającym ją ciepłem. Ucałował delikatne jej czoło i wyciągnął jej zapach. Zasnęli razem nieświadomi, że za kilka wieków los znów zamierza ich rozdzielić.

Przycisnął ją mocniej do swej piersi...


środa, 24 lipca 2013

Avalon - r. 17

 Rozdział 17

- Dziękujmy - rzekł Aladar dosiadając Oreafa - za wsparcie i pomoc...
- Twe słowa są zbyteczne, zawsze chętnie służymy pomocą - odparł Eltarian - mam nadzieję że nie długo się spotkamy. Pomyślnych wiatrów!
Wznieśli się w powietrze. Tym razem nie używali magii. Lecieli prosto i spokojnie mijając inne smoki. Aladar wraz z Greit na Oreafie, a ich kompani na młodszym bracie wspomnianego smoka. Widok pustkowia z góry był niesamowity.
- Niesamowite - wyszeptała Greit wpatrując się w falujące malachitowe morze traw.
Aladar objął ją mocniej i pocałował. Uśmiechnęli się, dostrzegając na horyzoncie sylwetkę pałacu Avalon.
- Wylądujcie na wzgórzach - rzekł Aladar do smoków.
***
Cień zakrył pałac i pobliskie mu domy. Na niebie ukazały się dwie sylwetki potężnych uskrzydlonych jaszczurów. Elfy nałożyły strzały na cięciwy i wystrzeliły w kierunku potworów. Mimo że byli doświadczonymi strzelcami nie trafili w te stwory. Nie chcieli trafić, lecz pokazać, że ich przebywanie na Avalonie im się nie podoba.
Lordowie dostrzegłszy to wystrzelili równocześnie trzy płonące błękitnym ogniem strzały - sposób złożenia hołdu władcom. Elfy niepewnie poszły w ich ślady i puścili się biegiem na wzgórza ponad którymi zaczęły kołować stworzenia.
Dwa zielone smoki wylądowały, a z grzbietu jednego z nich wyskoczyli Aladar i Greit. Z drugiego natomiast elfy towarzyszące władcom Avalonu w wyprawie. Zaraz stworzenia zostały otoczone przez ciekawskich, a Lordowie przeciskając się przez tłum wyszli im na spotkanie.
- Miło was znów widzieć - rzekł lord Magnus - mam nadzieję że smoki były dla was łagodne
- Nie inaczej - odparła Greit kładąc dłoń na piersi Oreafa i zwróciła się do ludu - spokojnie, nie są groźne.
- Groźne hmmm... - Oryfeusz zamyślił się ceremonialnie - dla wrogów, którymi elfy nie są.
- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc - rzekł Aladar podając dłoń Greit - mamy u was dług wdzięczności....
- Żadnych długów! - zaprzeczył Oryfeusz - ojcu się to nie spodoba... Żegnajcie!!!
Smoki wzbiły się w powietrze pozostawiając rozchodzący się lud. Król spojrzał na królową, ucałował ją.
- Minęło południe, co zamierzacie robić? - spytał lord Bell
- Nie zastanawialiśmy się nad tym, zechcesz nam coś zaproponować?
- Lord Magnus ma zamiar wam ukazać wam jedną z wielu tajemnic spowijających pałac.
Władcy skinęli głowami i udali się na drugie piętro. Spotkali tam lorda Magnusa, głównego kronikarza Avalonu. Powitał ich i wrócił do pisania.
Greit uważnie przyjrzała się pióru. Gdy dotykało kart zdawało się płonąć żywym ogniem. Aladar bez trudu odgadawszy jej myśli, sięgnął na górny regał i podał jej księgę. Bestnariusz. Otworzył ją na wybranej stronie i wskazał odpowiedni akapit. Mowa w nim o faniksie.
Pióra tych ognistych ptaków są niezwykle cenne jak i rzadkie, otrzymać je może jedynie ich zaufany przyjaciel. Posiadają bowiem magię, dzięki której nie ma potrzeby maczania ich w atramencie oraz nocą oświetlają mrok piszącemu.
Gdy Aladar odłożył księgę na miejsce lord podniósł się i zaczął mówić.
- Pałac skrywa wiele tajemnic, lecz nie wszystkie mogę wam dziś wyjawić - wyciągnął kilka ksiąg, odłożył na stolik i wskazał puste miejsce - włóż tam dłoń, Aladarze.
Elf zbliżył się i wykonał polecenie. Gdy jego ręka znalazła się w cieniu, pierścień zapłonął czerwonym światłem. Król dostrzegł na ścianie ślad dłoni. Przyłożył swą tak by pasowała, a za jego plecami regały się rozsunęły ukazując schody prowadzące w ciemność.
- Pójdę przodem - rzekł lord podając Aladarowi pochodnię.
Greit szła w środku tego pochodu. Zapuszczali się coraz głębiej, a gdy zeszli pod ziemię dostrzegli, że schody nie były marmurowe lecz wyrzeźbione w kamieniu. Niespodziewanie stopnie się skończyły, a przed nimi była wielka wyrwa w ziemi. Greit krzyknęła ze strachu bo poślizgnęła się na ostatnim stopniu, ale Aladar w porę ją złapał. Wtuliła się w jego ramiona wciąż drżąc.
- Lordzie? - krzyknął król rozglądając się za swym nauczycielem.
- To tylko złudzenie optyczne, nie ma się czego obawiać - echo niosło jego słowa.
Aladar poszedł przodem. Greit w napięciu obserwowała każdy jego ruch. Nagle zatrzymał się i wyciągnął ku niej dłoń. Złapała ją kurczowo, robiąc pierwszy krok. Powoli szła u jego boku starając się nie patrzeć w dół.
- Jesteśmy na miejscu - lord stał kilka kroków przed nimi.
Stali przed wielkimi drzwiami. Takie sama ujrzeli wczoraj w Rimanie gdy wstępowali do Zakonu. Lord otworzył je i ruszył przed siebie. Sala przypominała tą ze smoczej krainy lecz była pusta.
- Zgromadzenie możecie zwołać wkładając dłoń do studni i mówiąc powód zwołania Zakonu. Musicie informować członków o narodzinach i śmierci władcy bądź dziedzica tronu. Ten wylot w suficie to ołtarz powietrza przy pomniku na dziedzińcu. - lord odwrócił się do nich zastanawiając się co jeszcze im powiedzieć - Gdy umiera jedan z lordów, ci przez trzy dni zbierają się tutaj o wschodzie i zachodzie słońca czekając na przyjście nowego lorda. Ten gdy się zjawia mówi im cztery prawdy, których niestety nie wolno mi wam wyjawić.
Greit zbliżyła się do pomnika i dotykając złotej łapy poczęła cicho dziękować za wszystko co się wydarzyło. Gdy skończyła w ciszy wrócili na górę.
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, w pewien tristicki wieczór, Aladar rzekł Greit słowa które miała pamiętać do końca swych dni.
- Greitsien, jutro wypełni się twa kara - pocałował ją na dobranoc - nie obawiaj się. Wszystko będzie dobrze.

...zdawało się płonąć żywym ogniem...


poniedziałek, 22 lipca 2013

Avalon - r. 16

Rozdział 16
Poranek nastał zbyt prędko. Greit podniosła się zbudzona pocałunkiem Aladara.
- Czas nagli, Greitsien - szepnął jej do ucha wstając.
Skinęła głową i poszła jego śladem. Gdy była gotowa podał jej dłoń i opuścili pokój kierując się do głównej sali. Spotkali tam Oreafa i Orfeusza oraz ich błękitną siostrę Lily, którzy byli odzwierciedleniem avalońskich lordów, Eltariana i jego srebrną żonę Sabin.
- Dosiądźcie mnie - rzekł Eltarian - w Rimanie bez skrzydeł tam nie dotrzecie.
Zniżył się by im dopomóc. Gdy go dosiedli rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Nad ich głowami był duży szyb którym bez problemu lecieli. Zanurzyli się w labirynt tysiąca korytarzy. Raz lecieli prosto lub w górę, innym razem nurkowali z zawrotną prędkością.
Wylądowali przed wielkimi drzwiami. Oprócz górnego szybu którym tu przybyli było wiele tuneli prowadzących w nieznane. A z jednego z nich wyłonili się lordowie.
- Idźcie przodem - rzekł Eltarian.
Drzwi otworzyły się. Był to zdumiewający widok. Znajdowali się w pomieszczeniu przypominającym idealnie wyrzeźbioną kulę, a na samym jej środku stała kamienna studnia, za nią zaś rosło potężne drzewo. Miało liście, kwiaty i owoce - Złote Jabłka, a nad nimi dziura w suficie która wpuszczała dość dużo światła aby oświetlić całą salę. Na ścianie dookoła były występki skalne na których stali przedstawiciele wszystkich ras. Dwa miejsca były wolne. Smoki wzbiły się w powietrze lądując na większym i wyżej położonym. Elfy ruszyły przed siebie.
Za studnią stał Wielki Skrzydlaty Lew. Dopiero gdy podeszli bliżej zrozumieli że to posąg.
- Aladarze i Greit potomkowie Avalonu - rzekł potężnym głosem Eltarian - Czy przyrzekacie że nie zaatakujecie żadnego z przedstawicieli tych państw i będziecie je wspierać w czasie bitwy? Będziecie wierni tak jak każde z nas Wielkiemu Lwu? Jeśli tak padnijcie przed nim na twarz i zaprzysięgnijcie.
Spojrzeli po sobie. Król podał dłoń królowej i oddali ukłon swemu panu.
- My władcy z twej woli. My opiekunowie twych dzieci na Avalonie - rzekły razem elfy - przysięgamy wspierać na dobre i na złe wszystkich przedstawicieli gatunków stworzeń które są tutaj...
- My dzieci twe z twej woli władcy - rzekli wszyscy prócz elfów - przysięgamy ci że wspierać będziemy na wieki Avalon i jego mieszkańców....
- Tak nam dopomóż - powiedzieli wszyscy oddając mu pokłon
Powstali. Aladar i Greit zanurzyli dłonie w wodzie. Przez moment ich pierścienie miały błękitną barwę. Napili się wody i zjedli jabłko. A następnie w towarzystwie lordów wstąpili na swoje nowe miejsce, na swoją skałę. Elfy rozejrzały się. Na skale były wykute dwa trony, zasiedli na nich mając po prawej fauny, a po lewej centaury. Pod nimi były syreny, a ponad gryfy.
- Bracia i siostry! Dziękuję za przybycie na to zebranie na którym zyskaliśmy nowych sojuszników - rozległ się głos Eltariana - Niech Pan będzie z wami.
Wszyscy powoli opuszczali salę. Stworzenia latające wyleciały górnym szybrem przez które wpadało światło. Wodne spłynęły dziurą wydrążoną w skale. A pozostali spokojnie wychodzili drzwiami i udawali się do odpowiednich tuneli. Lordowi skinęli na swoich panów i opuścili ich. Aladar i Greit wraz ze smokami wrócili na górę - do Rimanu.


...ich błękitną siostrę Lily...


czwartek, 18 lipca 2013

Avalon - r. 15

Rozdział 15
Greit otworzyła oczy. Mrok otaczał ją z każdej strony tak, że nie mogła dostrzec swych rąk. Podniosła się wyżej, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Zignorowała go słysząc szum drzew i traw. Jej wątła dłoń powędrowała w kierunku miecza, którego nie było.
- Napij się - rzekł głos
Greit poczuła, że w jej dłoni znajduje się szklanka. Uniosła ją do ust i z wdzięcznością łykała życiodajną wodę.
- Gdzie jestem? - spytała zwracając się w kierunku źródła dźwięku
- W Rimanie - zaszumiała odpowiedź - Nadchodzi. Zostawię was samych.
Wnet ktoś otworzył drzwi. Światło które wpadło do komnaty oślepiło elfijkę, lecz zdołała dostrzec zbliżającą się postać.
- Aladar - wyszeptała ruszając ku niemu.
Nie uszła nawet dwóch kroków. Ostry ból kręgosłupie i wątłe siły sprawiły, że nie miała dość sił by ustać na nogach. Wyciągnęła dłonie aby odeprzeć upadek, lecz nie dotknęła podłogi. Aladar był obok i ją podtrzymywał.
- Nie zasługuję na to - wyszeptała próbując mu się wyrwać.
Król postawił ją w pionie wciąż ją podtrzymując. Jedną dłoń oparł na jej talii, drugą zaś wsuną we włosy. Greit próbowała ze wszystkich pozostałych jej sił go odepchnąć. W końcu przesunął kciukiem po jej policzku, zatrzymał się na brodzie i starał się unieść ją do góry. Nie udało mu się to, więc bojąc się, aby jej skrzywdzić, pociągnął ją za włosy. Uniosła głowę wciąż mówiąc.
- Nie jestem godna by na ciebie patrzeć, zasługuję na karę...
Aladar zaczął opuszkami palców gładzić jej kark, cierpliwie czekając aż otworzy odpowiednio usta i ją pocałował. Nie odwzajemniła go, po prostu nie mogła. Starała się mu wyrwać, ale on blokował każdy jej ruch.
Dla niej to była walka na dwóch frontach. Zacięta bitwa między miłością a myślą, że zasługuje na karę i dlatego nie powinna oddawać się pieszczotom Aladara. Powoli i konsekwentnie złamał jej opór, tak silnie nalegając, gdy ona była zbyt słaba.
Spojrzała na moment w jego błękitne oczy i otworzyła się na pocałunek, odwzajemniając go z wigorem. Włożyła w niego wszystkie emocje które przed chwilą próbowała odepchnąć. Owinęła swe wątłe ramiona wokół szyi Aladara i wsunęła dłonie w jego aksamitne włosy. Próbowała go do siebie przyciągnąć, lecz była zbyt słaba. Jej król to pojął i nie odrywając warg od jej ust, porwał w ramiona.
Usiadł na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach. Puścił ją i delikatnie od siebie odsunął. Oboje ciężko dyszeli. Greit podniosła nieśmiało wzrok i oparła dłoń na jego silnym ramieniu, a jej twarz wykrzywił grymas bólu. Nie uszło to uwadze Aladara.
- Greitsien, co cię boli?
- Kręgosłup, lecz to nic wielkiego, ja...
- Ciii, nic nie mów - przerwał jej - musisz odpocząć.
Położył ją na brzuchu, ułożył dłonie na jej ramionach i przesunął je w kierunku jej bioder. Wrócił na jej barki i zaczął ją masować. Greit westchnęła z rozkoszą, czując jak rozluźniają się jej mięśnie. Przymknęła oczy pozwalając by się nią zajął, a chwilę później smacznie spała.
Gdy się zbudziła pomieszczenie rozświetlały pochodnie. Była to wyrzeźbiona w kamieniu sala z łożem i kilkoma szafkami. Greit usiadła rozglądając się w poszukiwaniu Aladara. Przyglądał się jej oparty o ścianę.
- Greitsien - rzekł idąc do niej - nie musisz się mnie obawiać.
- Postąpiłam wbrew tobie, zasługuję na bolesną karę.
- Nie, nigdy cię nie ukażę - odparł łapiąc jej dłoń - póki żyję nikt nie uniesie na ciebie ręki - dostrzegł niemą prośbę w jej oczach - Dobrze, masz moje słowo, że się nad tym zastanowię, lecz nie tutaj i proszę nie wracajmy już więcej do tej rozmowy, dobrze?
Skinęła głową rozumiejąc dlaczego tak postąpił.
- Aladarze, jak to się stało, że jesteśmy w Rimanie? – spytała nieśmiało patrząc w jego oczy.
- Twoje zaklęcie opadło tuż przed końcem ścieżki. Ja wróciłem do ciebie, a pozostała trójka pobiegła po pomoc. Spotkali Oreafa i Oryfeusza szmaragdowych synów Eltariana. Zabrali nas do swej krainy i polecieli po driady które cię leczyły - dotknął jej policzka - przez dwa dni byłaś nieprzytomna, a ja bardzo się o ciebie bałem. Eltarian chciał mi o czymś powiedzieć, ale rzekłem mu, iż chcę to usłyszeć w twej obecności.
Uśmiechnęła się do niego, dotknęła jego twarzy i pocałowała go w policzek. Szepnęła słowo mocy, a dziury w jej ubraniu się zacerowały. Podeszła do szafki i uzbroiła się. Aladar nie odrywał od niej wzroku. Jej czarne oczy iskrzyły się w świetle pochodni, a każdy jej ruch ukazywał jak bardzo jest delikatna. Wpatrywał się w nią zachwycony.
- Aladarze, czuję się na siłach. Jeżeli nie masz nic przeciwko wyruszymy do Eltariana.
- Oczywiście - odparł i wstając niby przez przypadek musnął nosem jej kark - Czy kiedykolwiek mówiłem ci, że nie ma piękniejszej elfijki od ciebie?
- Tak, wielokrotnie - dotknęła jego ramienia - najdroższy, proszę trzymaj swoje uczucia na wodzy.
Skinął głową i podał jej ramię. Opuścili pokój, a Aladar zaczekał aż Greit zauroczy się tym widokiem. Zbliżyła się do krawędzi, lecz nie dostrzegła ziemi. Król odsunął ją od urwiska i nakazując jej trzymać się ściany, a sam szedł bliżej przepaści. Po drodze mijali wiele jaskiń, lecz te były o wiele większe i nie posiadały drzwi. Z jednej wyjrzał rubinowy pysk smoka. Jego zielone oczy z ciekawością przyglądały się koronie Aladara, lecz schował się, nim ten zdążył dobyć miecza. Gdy dotarli do głównej jaskini słońce było w zenicie.
- Miło was widzieć - rzekł Eltarian - Greit, mam nadzieję że czujesz się już lepiej.
- Tak, dziękuję za pomoc.
Smok ułożył się wygodnie, co chwilę rozkładając złote skrzydła, po czym wskazał im bogato zdobioną sofę. Gdy w niej zasiedli zaczął mówić.
- Lordowie zapewnie nie wspomnieli wam o Zakonie Lwa. Jest to zgromadzenie wielu ras tego świata. Każdy z jej członków ma zadanie bronić i wspierać innych. Twoi rodzice byli w zakonie...
- Dlaczego więc nie przyszliście im z pomocą? - w głosie Aladara dawało się dosłyszeć rosnący gniew - zginęli mimo tak wielkiej liczby sojuszników.
- Wiadomość dotarła zbyt późno i nawet z tysięcznym wojskiem nie zdołaliśmy się przebić przez barierę Jahwala... Muszę wiedzieć czy pójdziesz ich śladem i dołączysz na czele Avalonu do nas, czy obrócisz ponad pół świata przeciw sobie?
Aladar z wahaniem spojrzał na Greit, ta spokojnie skinęła głową.
- Chcemy wstąpić do Zakonu - rzekł
- Dobrze, przyjdźcie tu o świcie.

....co chwilę rozkładając złote skrzydła...


poniedziałek, 15 lipca 2013

Avalon - r. 14

Rozdział 14
Długie ciało węża spokojnie sunęło w kierunku biegnącego elfa. Gad wysunął rozwidlony język starając się wyczuć zapach krwi za którym podążał. Nagle się zatrzymał i zamachnął ogonem przewracając swoją ofiarę. Upadła, lecz podniosła się prędko i zaatakowała.
Greit naciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę. Trafiała tuż obok oka. Jahwal nie zwócił na to uwagi. Elfijka zamachnęła się mieczem dostrzegając zbliżający się ogon. Była zmęczona, lecz musiała walczyć by uchronić najbliższego jej sercu. Miecz wyleciał jej z rąk, a powietrze rozdał pełen kpiny śmiech wroga.
- Sssłabniesz elfijko? -  spytał
Nie odpowiedziała. Znów nałożyła strzałę na cięciwę i trafiała idealnie po drugiej stronie. Wąż zasyczał z bólu i jednym ruchem wyrzucił ją w powietrze. Uderzyła o pień drzewa, a jej wzrok na moment zaszedł mgłą, lecz zdołała dostrzec sylwetkę zbliżającego się elfa. Aladar. Greit ostatkiem sił wyrzuciła sztylety, a jej bezwładna głowa opadła na ramię.
Król wbił miecz w grzbiet tego gada równocześnie z sztyletami swej żony. Bezwładne cielsko opadło na ziemię, a promienie słońca które zaczęły przenikać przez gałęzie, roztopiły to co pozostało z Jahwala.
- Greitsien! - Aladar zerwał się z miejsca.
Przyklękną obok niej i ułożył sobie jej głowę na kolanach. Położył dłoń na jej szyi, z ulgą wyczuwając słaby puls,  rozerwał swe szaty starając się zatamować krwawienie z poważnych ran. Wnet zerwał się wiatr. Aladar delikatnie ułożył ją na ziemi, dobył miecza i odwrócił się. Dwa wielkie, skrzydlate jaszczury wylądowały tuż przed nim. Miały tę samą szmaragdową barwę, lecz różniły się w budowie. Elf niespokojny stanął przed Greit gotów ją bronić, gdyby smoki próbowały skrzywdzić wybrankę jego serca.
- Ty zapewne jesteś Aladar - rzekł masywniejszy stwór.
- Skąd znasz me imię?
W odpowiedzi z grzbietu mniejszego smoka zaskoczyli kompani króla.
- Zwę się Oreaf - odezwał się większy - a to mój brat Oryfeusz.
- Pomożecie Greitsien? - spytał Aladar odsłaniając swą żonę.
Bracia zbliżyli się i wysunęli rozwidlone języki, by zbadać jej stan.
- Jest ciężko ranna jak i zmęczona, nasz ojciec może jej pomóc - Oreaf odsunął się od brata - wsiadaj zabierzemy was stąd.
Aladar wziął Greit w ramiona i wspiął się na grzbiet jaszczura. Wzbili się w powietrze. Gdy opuścili las i lecieli nad pustkowiem smoki wzlatywały coraz wyżej. Kiedy dotarły do powierzchni chmur przez moment jaszczury wyrównały lot, a następnie zanurkowały. Zaczęły obracać się wokół własnej osi, przypominając wypuszczoną z łuku strzałę.
Gdy dało się dostrzec zarys skał rozłożyły skrzydła. Było to urwisko w kształcie półkola z mnóstwem jaskiń zamieszkanych przez smoki. Te na których lecieli rozdzieliły się i lecąc pionowo, minęły się przed największą z widocznych jaskiń. Zakończyły spotykając się tam gdzie się rozdzieliły - naprzeciw owej dziury w skale. Wleciały do niej.
- Ojcze - rzekli równocześnie po wylądowaniu.
Złoty smok obrzucił ich spokojnym spojrzeniem, zatrzymując się na grzbietach. Z mroku wyłoniła się srebrna smoczyca. Mruknęła coś do tego zielonego, a on jej odpowiedział tym samym. Opuściła jaskinię wzbijając się w powietrze.
- Zwę się Aladar - rzekł elf zeskakując z grzbietu Oreafa - z praw nadanych przez Wielkiego Skrzydlatego Lwa zasiadam na tronie Avalonu, państwa elfów. Przybyłem by prosić o pomoc. Moja żona jest ciężko ranna.
- Witaj jestem Eltarian, pan Riamu, smoczej krainy - rzekł złoty i wyciągną szyję w kierunku Greit trzymanej w ramionach Aladara - nie jest z nią dobrze, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy by jej pomóc.

Dwa wielkie, skrzydlate jaszczury...


piątek, 12 lipca 2013

Avalon - r. 13

Rozdział 13
Pięcioro elfów stało przed potężnym lasem. Uzbrojeni, silni i gotowi by ruszyć w nieznane. Jedna z nich, mająca złoty diadem na głowie, rozdała towarzyszom pochodnie i prosząc by trzymali się blisko zrobiła pierwszy krok w ciemność, podczas gdy na wschodzie nastawał świt. Jedynym źródłem światła stały się pochodnie i pierścienie władzy, gdyż gałęzie drzew nie przepuszczały promieni słońca. Zapowiadała się spokojna droga, chodź nikt nie miał wątpliwości, że w mroku czai się zło.
Wyruszyli z pałacu dwa dni temu i w ciągu jednego bądź dwóch dni powinni przebyć ten las. Gdy zmęczenie dało im się we znaki rozpalili ognisko i rozwinęli na ścieżce tkaniny mające posłużyć im jako łóżka. Greit położyła głowę na ramieniu Aladara, a on ucałował ją na dobranoc.
Zbudził ją szelest liści. Ognisko dawno wygasło, choć wciąż węgielki się  iskrzyły. Odgłos się  powtórzył. Greit zerwała się na równe nogi i dobyła miecza. Gdy pozostali stanęli u jej boku, szepcząc słowo mocy wyrzuciła w powietrze kilka kamieni tworząc krąg obrony. W mroku rozbrzmiał znajomy szyderczy śmiech.
- Nie głupie rozwiązanie - rzekł ten sam głos.
Jahwal. Mimo że go nie widzieli nikt nie miał wątpliwości, że to on. Królowa przez monet myślała co począć i w końcu zrobiła to co nakazało jej serce.
- Aladarze - szepnęła stając przed nim - wiem, że to co teraz uczynię, będzie wbrew tobie i wierzę, że zostanie mi wymierzona za to pamiętna kara.
- Greitsien, proszę nie, nie rób tego - odparł pojmując to, co miała zamiar uczynić. Wiedział,  że te słowa nie pomogą więc szepnął zrezygnowany - Greitsien, najmilsza mego serca, wiedz, iż zawsze, mimo to będę cię kochał.
Po czym ukryła miecz, a on uniósł jej głowę tak, aby spojrzała w jego błękitne oczy i gorąco pocałował. Wciągnęła ten cudny zapach, tę woń traw i żywiołokłosu, wsunęła dłoń w złote, jedwabiste włosy, po raz ostatni obrysowała owal ukochanej twarzy i nie chętnie oderwała się od tego idealnego mężczyzny. Aladar złapał jej dłoń obiecując sobie, że nie pozwoli jej zginąć i delikatnie ucałował koniuszki jej palców. Puścił ją, gdy ze łzami w oczach wypowiedziała słowo mocy. Zamarł w bezruchu. Tylko jego oczy pozostały wciąż żywe i pełne sprzeciwu, a zarazem miłości.
- Ręczycie za niego własnym życiem - rzekła do towarzyszących jej elfów - gdy dam wam znak chwycicie kamienie tak aby Aladar był w środku ich mocy i pobiegniecie w stronę światła...
Skinęli głowami w odpowiedzi i stanęli obok kamieni. Greit zbliżyła się do Aladara i oddała mu pokłon.
- Jestem elfem i obietnicy swej za cenę własnej krwi dotrzymam. Zawsze cię kochałam i kochać będę... - pochyliła głowę i pocałowała jego pierścień - Mój Królu... - wstała i nie mając odwagi by spojrzeć mu w oczy, dobyła miecza - biegnij do światła.
Nogi Aladara poruszyły się, zaczął biec. Samanta i pozostali ruszyli za nim, pozostawiając Greit pośród szaleńczego śmiechu wroga.
- Wzrussszające pożegnanie - rzekł Jahwal - po prossstu ssszkoda mi wasss.
- Ukaż się, tchórzu!
Jej dłoń ściskająca miecz była już cała mokra od potu. Skupiona zataczała kręgi, co chwilę wyrzucając w powietrze ognistą kulę która rozświetliła okolicę. Gdy usłyszała szelest za swoimi plecami, odwróciła się i z przerażeniem dostrzegła Jahwala. Był to trzy- bądź czterokrotnie większy od niej wąż. Wbił w nią swoje złote spojrzenie pionowych źrenic, rozłożył kaptur i zasyczał.
- W imię Lwa - szepnęła Greit ruszając do ataku.

z przerażeniem dostrzegła Jahwala. Był to trzy- bądź czterokrotnie większy od niej wąż...

sobota, 20 kwietnia 2013

Avalon - r. 12


Nowe dni
Piękno dni Złotego Wieku powróciło i zagoiło wszelkie blizny i piętna odciśnięte na historii państwa elfów tworząc Nowy Złoty Wiek - powrót szczęścia, honoru i miłości.

Rozdział 12

Greit zbudziła się przed świtem. Obróciła się na drugi bok spotykając pocałunek Aladara. Uśmiechnął się ciepło i dotknął jej twarzy.
- Greitsien, nie sądzisz że powinniśmy już wstawać?
Skinęła głową i podniosła się. Udała się do pomieszczenia obok, by zmienić strój. Po chwili wróciła ubrana w długą błękitną suknię, z białymi wiązaniami. Aladar już czekał. Piękny nie zależnie od stroju, a długie blond włosy opadały mu na ramiona. Wyciągnął dłoń ku Greit i opuścili sypialnię.
Szli wpatrując się w dziedziniec oświetlany pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Skierowali się ku schodom, zeszli na niższe piętro i udali się do pomieszczenia przylegającego do sali tronowej. Lordowie już na nich czekali. Powitali ich i otworzyli drzwi.
Jadalnia była mała, choć przestronna. Długi stół był zastawiony wieloma daniami. Chleb z ziela Dali, sałatka z owoców Neus i Iridhunn, bułki z makiem, chłodna woda źródlana, rozcieńczony z sokiem ogniokrzewu miód satyrów oraz cierpkie wino cyklopów. Wszyscy zaczekali aż Greit usiądzie, dopiero sami zasiedli przy stole.
- Wielki Skrzydlaty Lwie - rzekł Aladar - prosimy Cię, pobłogosław ten posiłek, by dodał nam sił w dzisiejszym dniu.
Po tych słowach piątka elfów zabrała się do jedzenia. Gdy skończyli podnieśli się i udali do sali tronowej, przyszły żony lordów by sprzątnąć stół. 
Lordowie otworzyli potężne, rzeźbione, wykonane z ciemnego drewna drzwi. Sala była największym pomieszczeniem w pałacu. Posiadała kryształowy sufit dzięki któremu wpadało tam światło nie zależnie od pory dnia. Na jej końcu stały dwa zdobione trony, a za nimi było malowidło przedstawiające Skrzydlatego Lwa który z upodobaniem wpatruje się w zasiadających na tronie, w tle zaś widnieją wzgórza Avalonu. Greit i Aladar zmierzając ku tronom szli po czerwonym dywanie po bokach mijając dwanaście podpierających sufit kolumn. Zasiedli w nich mając po prawicy ławę na której spoczęli lordowie.
Siedzieli tam do zenitu słońca. Mimo, że nastawał spera, więc dni nie były upalne, lecz władcy na trzy godziny opuszczali salę tronową. 
Greit stała na balkonie nad południowym wejściem. Widok był wspaniały, dzięki czemu to tutaj spędzała najwięcej czasu. Wpatrywała się w dal na zielonkawe drzewa falujące pod wiatrem, na elfy rozpoczynające tam nowe życie i na czerń poza nimi. Ciemny pas niczym nieruchome chmury burzowe unoszące się nad horyzontem.
Nagle strumień ciepła owinął jej serce. Nie musiała się oglądać, aby wiedzieć kto za nią stoi. Mimo, że zjawił się jak zawsze bezszelestnie, jej serce wyczuło jego obecność.
- Aladarze - szepnęła nie odwracając się.
Mężczyzna zbliżył się, położył jej dłonie na ramionach i w zamyśleniu podążył za jej wzrokiem.
- Słyszałaś mnie?
- Nie. Serce mi powiedziało - obróciła się ku niemu - czymże jest ten cień na horyzoncie, co przyćmiewa blask dnia?
- Tętni czarną magią, jakby Jahwal wciąż żył, - chwycił ją za dłonie - ale nawet jeśli część jego przeżyła, nie odważy się zbliżyć do pałacu.
- On nie był zwykłym elfem. Ojciec mówił mi, że w jego żyłach płynie nienawiść i wieczne pragnienie krwi, że odkąd powstała Festia stał się cieniem samego siebie.
- Och...Greitsien, rozumiem to co trapi twój umysł. Mimo, że nie mam wątpliwości do twej odwagi, wiem iż nie masz dość sił by mi zadać to pytanie, - powiedział dotykając jej policzka - ale wiedz że się zgadzam. 
Spojrzała mu w oczy i wtuliła się w jego ramiona. Dotknął jej włosów, zastanawiając się czy właściwie postąpił. Słońce wędrujące po bezchmurnym niebie przemieściło się i teraz świeciło im prosto w twarz. Odciągnął od siebie elfijkę, podał jej ramię i poprowadził ku wschodniej bibliotece, by zdobyć wiedzę niezbędną do tej wyprawy.
Było to okrągłe pomieszczenie nad jadalnią, wypełnione po brzegi księgami. Najcenniejsze stworzyły pierwsze elfy, inne spisano tuż przed Wielką Bitwą lub ich karty wciąż są uzupełniane, lecz każda z nich jest pomocą w trudnych chwilach. Aladar wraz z Greit spoglądali na tytuły i odkładali na stolik te księgi w których mogli znaleźć potrzebne informacje.
- Wystarczy - rzekł Aladar spoglądając na stos który wyrósł na stole.
Greit wzięła w dłoń Geografię Avalonu oraz królestw przyległych i rozłożyła mapę. 
- Dwa dni na północ jest granica z Rimanem...
- Smoki - przypomniał sobie król kartkując Bestnariusz - przed Wielką Bitwą władał nią Eltarian i byliśmy z nimi w dobrych stosunkach.
- Pięć... - królowa analizowała mapę - wybacz, sześć dni przez wzgórza na wschód jest Onion...
- Pustkowie Aniołów - przerwał jej - włada nią Archanioł, lecz nie dotrzemy tam bez skrzydeł.
- Na południu dziesięć dni od pałacu płynie Sennar...
- Nasiady są zbyt daleko, udamy się do Rimanu, jego władca był dobrym przyjacielem mojego ojca...
- Nie musisz mi się tłumaczyć - przetrwała mu sięgając po Elf - nie tylko anatomia - lordowie się na to nie zgodzą.
- Nie mają wyboru - szepnął do jej ucha - otwórz na piątym rozdziale: Zło w duszy.
Dusza elfa który podąży złą drogą po śmierci ciała przybiera naturalną postać i odchodzi, chodź zdarzało się że błąkały się po świecie starając się ukończyć swe dzieło i pomścić ciało. Pokonać ją jest bardzo trudno, lecz potrafią nieodwracalnie stać się ciałem dzięki czemu broń je rani. Nie zdołają się wykrwawić gdyż to wciąż duch, ale należy je pokonać jak zwykłe stworzenie - odciąć głowę lub przebić serce.
Gdy odczytali te słowa odłożyli księgi na miejsce i w ciszy udali się na posiłek. Gdy dotarli na dół lordowie już czekali. Skinęli głowami na powitanie i zasiedli na swoich miejscach. 
- Lordowie - rzekł Aladar gdy skończyli - mamy zamiar przebić się przez barierę...
- Nie! - lord Magnus zerwał się z miejsca - To pewna śmierć!
- Minęło już wiele czasu odkąd Wielki Lew opuścił Avalon. Nie możemy dłużej zwlekać.
- Pozwólcie nam wyruszyć z wami! - odezwał się lord Bell
- Lordowie prosimy abyście pozostali w pałacu - powiedziała Greit - weźmiemy ze sobą Samantę i dwoje ludzi których już wybrał Aladar.
- Kiedy i w jakim kierunku wyruszacie? - spytał spokojnie lord Marius.
- Jutro skoro świt pójdziemy na północ przez wzgórza do Rimanu.
Lordowie pojęli, że nic nie wskórają. Zapadła cisza.

Greit - elfijka o brązowych włosach i oczach czarnych niczym noc.

środa, 10 kwietnia 2013

Avalon - r. 11


Rozdział 11
Gdy przekroczyli próg pałacu nikt już nie walczył. Lordowie wraz z żonami zajmowali się rannymi. Aladar powitał ich, stanął między swoim ludem i zaczął mówić. W świetle pochodni można było dostrzec determinację iskrzącą w jego błękitnych oczach.
- Nie powinniśmy zwlekać. Musimy iść.
Po tych słowach ruszył przed siebie. Greit bez wahania poszła jego śladem. Lordowie spojrzeli po sobie niepewnie, podnieśli się i udali za nimi. Po chwili wszyscy zmierzali za królem.
Szli wytrwale przez wiele godzin. Z każdym krokiem odczuwali zmianę. Powietrze stawało się cieplejsze, a sucha i twarda ziemia pod ich stopami z czasem stała się miękka i porośnięta trawą.
Nagle pojawiło się przed nimi światło. Wielu po raz pierwszy ujrzało blask. Mgły i chmury przez wieki zasłaniające niebo zniknęły. Nastawał świt.
Wraz ze słońcem pojawił się pałac Avalon. Błyszczący nieskazitelną bielą z tysiącami kolumn i czterema wieżami. Elfijka chłonęła ten widok całą sobą. O to walczyła od lat, to o tej chwili marzyła. Odetchnęła pełną piersią. Wróciła, nareszcie wróciła do domu.
Jej uśmiechnięte oczy dopiero po chwili dostrzegły stojącą u szczytu postać. Bez wahania pochyliła głowę i przyklęknęła rozpoznając Wielkiego Skrzydlatego Lwa. Naprawdę był wielki, a jego złotą grzywę rozwiewał delikatny wiatr. Nagle rozwarł szczęki i zaryczał. Jego głos sprawił, że nawet powietrze zadrżało, każde kolano ugięło się, a serca biły radością i chętnie chłonęły tę opowieść. Mówił o ich przodkach, o wojnie, cenie wolności, sile miłości i o istocie nadziei. A wszystko to trwało zaledwie chwilę.
- Aladarze, synu mój - rzekł głębokim głosem - czy twe serce już wybrało?
- Tak - odparł - lecz nie wiem czy jej również.
- Więc upewnij się.
Książę zszedł na dół, a tłum rozstąpił się na boki. Zbliżył się do elfijki której uroda jaśniała niczym wschodzące słońce. Przeczesał palcami jej brązowe włosy, a ona spojrzała na niego swymi czarnymi oczyma.
- Greitsien, czy mnie miłujesz? - spytał.
- Tak, Mój Panie, zawsze cię kochałam... Ale czy ty...
- Pokochałem cię całym sercem i kocham do dziś, niczego nie pragnę więcej tylko z tobą być - wyznał cicho.
Złapał ją za dłoń i powiódł ku schodom. Gdy stanęli przed obliczem Lwa wiedzieli, że zostali dla siebie stworzeni.
- Aladarze, Greit czy przysięgacie wiernie służyć memu ludowi, trwać w waszej miłości, nie unosić się honorem, władać i sądzić sprawiedliwie, wciągać dłoń do potrzebującym, zawsze walczyć ze wszystkich sił i do ostatniej kropli krwi w słusznej sprawie?
- Przysięgamy - odpowiedzieli.
Zbliżyli się do nich lordowie. Każdy położył im dłoń na ramieniu i oddawał pokłon, ukazując w ten sposób posłuszeństwo władcom. Lord Marius był ostatni i niósł czerwoną poduszkę na której spoczywała korona oraz diadem, a obok leżały dwa małe skrzydlate lwy. Nałożył na ich głowy te symbole władzy i stanął obok pozostałych lordów. Lwy wzbiły się w powietrze, owinęły się wokół palców władców i rozłożyły skrzydła, ukazując czerwono-złoty klejnot. Zastygły w bezruchu tworząc pierścień władzy.
Wielki Skrzydlaty Lew spojrzał na nich znacząco. Aladar obrócił się ku Greit, chwycił jej dłoń i delikatnie musnął jej twarz. Na jego czujnej twarzy malował się zachwyt. Przyciągnął ją do siebie, a ona nieśmiało zarzuciła mu dłonie na szyję. Wpatrzony w jej czarne oczy, pocałował ją. Odwzajemniła to z nie ukrywaną chęcią. Był to pocałunek delikatny i niewinny, jak też zniewalający. Kolana ugięły się pod nią tak, że musiał ją podtrzymywać. Gdy oderwał usta od jej drżących warg, uśmiechnął się, a Greit wtuliła się w jego ramiona szczęśliwa i pewna, że ten wspaniały mężczyzna należy tylko do niej.
- Oto władcy Avalonu - rzekł Lew potężnym głosem - Król Aladar i Królowa Greit!
Aladar podał ramię swej królowej i wśród okrzyków radości przekroczyli próg pałacu. By w nim zamieszkać na wieki i żyć razem, póki On ich nie rozłączy.
I oto narodził się nowy czas dla Avalonu. Dla nich. Ich życie się odmieniło. Bo miłość dała im nadzieję na lepsze jutro. A nadzieja ta w nich nie wygasła i w końcu zwyciężyła.

...rozwarł szczęki i zaryczał...

niedziela, 7 kwietnia 2013

Avalon - r. 10


Rozdział 10
Greit i Aladar walczyli ramię w ramię. Osłaniając i ratując się wzajemnie, pomagali sobie nawzajem nie bacząc na własne życie.
W pewnym momencie elfijka robiąc unik nie ujrzała swego księcia. Zadała cios i rozejrzała się. Dopiero wtedy go dostrzegła.
Pałac się pojawił nagle przed nią. W świetle nielicznych pochodni, złowrogi, z wieżycami niczym kolce był jeszcze bardziej odrażający. Zbliżyła się niepewnie. Pierwotne, pradawne i gotowe do ataku zło, właśnie w tym pałacu miało swą siedzibę. Główne wejście, prowadzące zapewne do pomieszczenia podobnego do sali tronowej było otwarte. Mimo strachu ściskającego jej żołądek puściła się biegiem.
Bez najmniejszego problemu dotarła do czarnych wrót. Z mieczem w dłoni przekroczyła  próg. W mroku pomieszczenia jaśniała pochodnia, a obok niej ktoś stał. Gdy Greit zbliżyła się na tyle, że ogień oświetlił jej postać, okazało się, że to związany mężczyzna, który usłyszawszy ją podniósł głowę. Aladar.
- Rzuć broń pod ścianę - odezwał się mrożący krew w żyłach głos.
Ten który wypowiedział te słowa wyszedł z mroku, którego nie sięgało światło pochodni. Mimo że miał na głowie kaptur, przez co nie widziała jego twarzy i słyszała go po raz pierwszy nie miała wątpliwości co do jego właściciela. To Jahwal, wuj Aladara.
Zawahała się, wspominając nauki ojca. ,,Noś sztylet ukryty w bucie - mówił - i nikomu o nim nie mów. Gdy twój pan nakaże ci się rozbroić, pozbądź się go. Ale nigdy gdy powie ci to wróg". Pozbyła się broni, lecz usłuchała ojca - pozostawiła sztylet.
- Wypuść Mego Pana - powiedziała czując, że ręce zaczynają jej drżeć.
- Ja jestem twoim panem - odparł Jahwal.
- Czego chcesz? - spytała twardo.
- To mi się podoba. Ta która nikomu nie dała się złamać, pyta się mnie czego chcę - zamyślił się - wyrzeknij się tego waszego lwa, tak jak ja to zrobiłem wieki temu.
Poczuła jak trucizna gniewu zaczyna krążyć w jej żyłach. Gdyby kpił sobie z niej, przetrwałaby to, ale nie pozwoli by spluwał na imię tych których kocha.
- Prędzej zginę - odparła, a jej dłoń powędrowała do miecza którego nie było.
- I tak, będziesz o nią błagać - zaśmiał się szyderczo, dobył sztyletu i przyłożył do szyi Aladara - będziesz mi posłuszna, czy nie?
Książę podniósł głowę, a jego błękitne spojrzenie przeszyło ją na wskroś. To była niema prośba, rozkaz by opuściła pałac. Nie usłuchała, nie mogła go zostawić.
- Ignis - wyszeptała prostując dłoń.
Sądziła że pojawi się płomień, lecz nic się nie stało. Rozejrzała się i ze zdziwieniem dostrzegła lśniące złotawym światłem kamienie ułożone rogach sali. Krąg magii. Nikt nie użyje tu zaklęć. Była bezbronna.
- Więc, jak będziesz mi posłuszna? - spytał Jahwal.
- Ja...
- Greitsien - przerwał jej Aladar - nie rób tego. Proszę, wspomnij swą obietnicę. Masz siłę by wytrwać i pozostać elfem, a nie jednym z nich.
- Wybacz mi, mój Panie - wyszeptała i oddała mu pokłon.
Powoli i wręcz nie zauważalnie przesunęła dłoń ku rękojeści sztyletu. Westchnęła głęboko, dobyła go i wyskoczyła w powietrze. Jahwal mógł się bronić lub uciąć głowę Aladarowi. Na szczęście wybrał to pierwsze.
Potoczyli się po posadce. Próbowała dźgnąć go sztyletem, lecz zręcznie unikał tych ataków. Gdy elfijka znalazła się nad nim, on przyłożył stopy do jej piersi i wyrzucił w powietrze. Złapała równowagę w locie i spadła na podłogę, nie rozbijając się o ścianę.
- Patrz jak umiera Avalon - rzekł Jahwal.
Chwycił jej broń, dobył sztylety i rzucił. Trzy ostrza mknęły w stronę Aladara. Greit wiedziała ze nie zdąży tam dobiec.
- Obturatio - krzyknęła puszczając się biegiem - W imię Wielkiego Skrzydlatego Lwa, Obturatio!
Sztylety stanęły w miejscu. Chwyciła je i rozcięła liny swego króla.
- Jak tego dokonałaś? Przecież jesteś w kręgu... - zaczął Jahwal
- To nie jest jej magia. To moc Tego, którego ty się wyrzekłeś, mój stryju - rzekł Aladar - dziękuję Greitsien.
Wziął od niej sztylety i rzucił się na Jahwala. Walczyli długo, raniąc się i unikając. Byli szkoleni u tego samego lorda, równi siłą i mocą, lecz starszemu zmęczenie dawało znaki. Stawał się coraz słabszy, gdy Aladar rósł w siłę. W pewnym momencie władca Festii za późno zareagował, a dziedzic Avalonu wykorzystał to przebijając mu serce.
- Chodź, Greitsien - rzekł podnosząc się - To koniec. Zaraz pałac się zawali.
Nim wyszli Greit rzuciła ostatnie spojrzenie na ciało Jahwala. Wciąż miał kaptur na twarzy. Przez chwilę miała wrażenie, że z jego ciała coś wypełzło i skryło się w cieniu ruin.


...miał na głowie kaptur, przez co nie widziała jego twarzy...

poniedziałek, 18 marca 2013

Avalon - r. 9


Rozdział 9
Po stu dniach od przysięgi Eponii, gdy nocą po modlitwie Aladar wraz z Greit wracali do pokoju, elfijka zatrzymała się w drzwiach z niedowierzaniem wpatrując się w niebo. Książę powędrował za jej spojrzeniem.
- Mój Panie, czy mnie oczy mylą? Czy to nie Sirbin, zwiastun zwycięstwa przezwycięża mrok nocy? - spytała
- Greitsien masz rację, druga gwiazda błyszczy już na niebie - Aladar poczuł jak sen który próbował go zmorzyć podczas modlitwy, nagle się ulotnił - Powiedz, co zajmuje twe myśli? - zapytał gdy byli już w pokoju.
- Podczas modlitwy, w mej głowie narodził się plan odzyskania naszego państwa - zamilkła, książę się nie odezwał więc kontynuowała - Mógłbyś, Mój Panie, wysłać mnie na targ, bym przekazała i przekonała kobiety które tam są, by ci zaufały i walczyły po naszej stronie. Były by naszą armią. A dzień później przybyłbyś, Mój Królu, uwolnilibyśmy je i wypowiedzieli bitwę twemu stryjowi.
Zamilkła. Aladar w ciszy rozważał jej słowa, spojrzał na swą towarzyszkę i powiedział ze spokojem, który rzadko go opuszczał.
- Myśl twa, Greitsien jest niezwykle mądra choć w tym planie bym coś zmienił. - dostrzegając nieme pytanie malujące się na twarzy elfa, rzekł - nie ty wyruszysz na targ, pójdzie tam Eponii. Nigdy nie zaufam jej tak jak dawniej, lecz nie uczyni nic wbrew mej woli póki będę miał Cosette u boku. Nie narazi jej na cierpienie.
Po tych słowach ułożył się do snu. Jak co dzień przywołał do siebie Greit, mówiąc że nie chce, aby zmarzła. Elfijka wtulona w ramiona swego króla, zaczęła myśleć o tym, co od dawna odstawiała na boczny tor. Nazajutrz miała rozpocząć się bitwa i musiała zająć myśli tym tematem. Wciągnęła głęboko powietrze i rozluźniła się czując znajomą woń swego pana. Pachniał trawami i żywiołokłosem - rzadkim zielem leczniczym.
,,Dlaczego gdy słyszę imię bądź głos mego króla, serce raduje mi się w piersi? A Jego dotyk powoduje przyjemne drżenie? Czymże są te odczucia? - myślała i naraz wspomniała słowa swego ojca wypowiedziane rankiem w dzień Wielkiej Bitwy ,, To nie jest oddanie, Greit to coś o wiele potężniejszego." - Cóż chciałeś mi przekazać ojcze? Coś o wiele potężniejszego... lordowie mówili o najpotężniejszym z uczuć, zwali je miłością. Czy to prawda? Jeśli tak, to skazana jestem na miłość nieszczęśliwą, bo mój pan nie pokochałby zwykłego elfa, takiego jak ja. A nie ma nikogo, kto równałby się Aladarowi. Lecz mimo to będę mu zawsze wiernie służyć. - westchnęła rozkoszując się tym zapachem - Tak, zaprawdę, miłuję mego Pana, a w imię miłości warto żyć warto, warto też umierać."
Zasnęła z uśmiechem na twarzy, nieświadoma że myśli mężczyzny u jej boku kroczą w tym samym kierunku, a jego usta wyszeptały nieme: ,,Kocham Cię, Greitsien".
Ranek minął zaskakująco prędko. Po posiłku, gdy nadszedł czas na ćwiczenia, Aladar rozpoczął mówić o planie który zeszłej nocy ustalił z Greit.
- Eponii, wyruszysz jeszcze dziś. - uniósł dłoń powstrzymując protest - Przyjdziemy na targ o zachodzie, z bronią i odzieżą. Przekaż kobietom to co ci rzekłem i czekaj na nas. Zmieńcie stroje.
Po tych słowach sam wypowiedział słowa mocy i związał dłonie swym służkom. Otworzył drzwi, robiąc pierwszy krok ku odzyskaniu Avalonu.
Gdy szli już między kobietami, nie było tam żadnego mężczyzny prócz ich księcia. Ten podszedł do Rue i szepnął do jej ucha:
- Nie zawiedź mnie, lordowska córko. - po czym rzekł głośniej - Przywiążcie ją.
Greit wykonała polecenie. Eponii ze smutkiem patrzyła na Cosette. Wnet jej spojrzenie się zmieniło. Stała się silna i zdeterminowana, by wykonać polecenie. Książę odwrócił się i pociągając za sobą swe służki. Wrócili do domu i rozpoczęli ćwiczenia.
Aladar wzywał kolejno każdą z nich i staczał pojedynki. Następnie nakazał przynieść czystą tkaninę i zanurzył ją w misie z mieszaniną wody i złotego owocu Neusa. Szepnął słowo mocy i wyciągnął materiał. Był złoty. Następnie wziął drugą misę, naciął sztyletem swój palec tak, by wpadła tam kropla jego krwi, następnie wyciągnął niewielki bukłak trzymany pod ubraniem i dodał do niej nieco jego czerwonej zawartości. W powietrzu unosił się słodki zapach.
- Greitsien, pamiętasz ten zapach?
- Ogniokrzew - odparła cicho.
Aladar chwycił kosmyk swoich włosów, uciął je i niczym pędzel zanurzył w misie. Na złotej tkaninie zaczął malować profil uskrzydlonego lwa stojącego na dwóch łapach. Następnie obrysował tą czerwienią brzegi materiału. Podniósł się i wybrał ze ściany z bronią prosty długi kij. Ułożył go na brzegu tkaniny i szepnął słowo mocy, a nici zmoczone w soku ogniokrzewu trwale splotły się z kijem. Książę wstał, chwycił go i uśmiechnął się ciepło. Greit, która z daleka przyglądała się poczynaniom Aladara, rozpoznawszy co wykonał jej król, zbliżyła się i dotknąwszy tkaniny, przyklęknęła by oddać cześć symbolowi Avalonu.
- Wstań, Greitsien - rzekł książę - Cosette podczas bitwy poniesiesz sztandar.
Po czym oparł go o ścianę. Następnie udał się do kuchni i przyniósł z stamtąd cztery owoce Neusa, każdy skropił sokiem ze swego bukłaka. Podał je dziewczynom i zjadł swoją porcję. Neus ma zazwyczaj słodki sok, choć w Festii był nieco gorzkawy  natomiast ogniokrzew był niezwykle słony, mimo to każdy zjadł swój owoc nie komentując tego. 
- To ziele, ogniokrzew da nam siłę do walki - powiedział Aladar - przygotujcie broń.
Dziewczyny złożyły swój rynsztunek przed sobą i kolejno sprawdzały. Naciągały cięciwy, ostrzyły miecze i sztylety, dobierały strzały. Gdy nadszedł czas przebrały się i uzbroiły, a gotowe do bitwy stanęły przed księciem, który z uśmiechem poprowadził je do drzwi. Do Avalonu.
I tak opuścili dom. Cosette ze sztandarem, obok niej Samanta gotowa bronić jej z narażeniem własnego życia, a na przedzie Greit u boku Aladara.
Gdy znaleźli się na targu, elfy równocześnie wyszeptały słowa mocy, a liny krępujące kobiety znikły. Uwolnione odbierały broń od Greit i stawały u boku księcia murem. 
Z budynków zaczęli wychodzić uzbrojeni mężczyźni. 
Wojna się rozpoczęła.

...Cosette ze sztandarem, obok niej Samanta...

czwartek, 7 marca 2013

Avalon - r. 8

Rozdział 8
Greit stała w progu, przyglądając się jak Rue leczy swoją córkę. Dziecko o którym nawet Aladar nie wiedział. Elfijka nigdy by nie sądziła że córka lorda nie ma dość sił by wytrwać w wierności swemu panu.
Gdy Cosette usnęła, Greit podała jej matce pierścień.
- Co mogę zrobić? - spytała cicho Eponi - nie pozwolę aby odebrał mi Cosette...
- Wiedz, że jeśli nasz pan zechce ci ją odebrać, ja stanę po jego stronie.
Eponii skinęła głową, a Greit otworzyła drzwi. Mimo że Rue wciąż miała na sobie tę długą suknię, poruszała się płynnie i cicho. Gdy dotarła do Aladara oddała mu pokłon. Elfijka obserwowała ją niepewnie i stanęła obok Samanty, wciąż trzymając dłoń na rękojeści miecza.
- Wstań - powiedział dziedzic Avalonu - chcę widzieć twą twarz, Eponii.
Ta na owe słowa podniosła się i niepewnie spojrzała mu w oczy. Błękit był chłodny, przenikający na wskroś ciało i duszę. Nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie go okłamać.
- Powiedz mi - zaczął Aladar - sama zdecydowałaś o opuszczeniu kolonii, czy to lordowie postanowili byś tak uczyniła?
- To był mój wybór. Mój błąd i wina.
- W jaki sposób to się stało? - spytał - Jak mniemam twój ojciec był przeciwny twemu odejściu?
- Tak, mój panie, mój ojciec niejednokrotnie prosił mnie bym nie opuszczała kolonii. Prosił, lecz nie zakazywał. A ja wiedziałam że prędzej czy później będę musiała go opuścić - Czuła jak z każdym słowem okrywa się hańbą - Pewniej nocy, gdy wszyscy spali, wykradłam pożywienie i odeszłam do Festii. Jedzenie prędko mi się skończyło i dotarłam tu głodna. Odebrano mi wszelką nadzieję i honor, bito i gwałcono mnie, a gdy nie miałam już sił by stać na nogach poniżano mnie słownie i cieleśnie z każdym dniem skutecznie odbierając chęć do życia. Kiedy narodziła się Cosette, stała się dla mnie wszystkim. Nim mi ją odebrano, zdążyłam złożyć w jej pamięci moje wyobrażenie Avalonu. Zamek pośród chmur. Odnalazłeś mnie, mój Panie i tobie zawdzięczam me życie.
Aladar spojrzał na nią nie wiedząc cóż ma jej rzec. Postąpiła niewłaściwie, okłamała go - to pewne. Lecz wiele wycierpiała nim ją zabrał. W głowie króla pojawiła się myśl by prosić o pomoc Pana Sprawiedliwych. Tak też uczynił.
Udał się w róg sali, tam gdzie stał posąg Lwa. Musnął dłonią jego grzywę ze złota, przyklękną i począł prosić o radę.
- Panie mój, ty który Stoisz Na Straży Niewinnych, dopomóż proszę swemu słudze wydać osąd sprawiedliwy. Cóż ma począć twój sługa oddany? Ukarać czy winy twej córce wybaczyć? Ty który mych modłów o zdrowie Greitsien wysłuchałeś, dopomóż - cóż ma czynić W Twe Imię Poświęcony?
Zamilkł, trwając w pokłonie. Gdy uniósł wzrok na posąg odniósł wrażenie że skrzydła lwa zadrżały, jak gdyby wiatr je muskał. I ten sam podmuch niósł ze sobą ciche słowa ,,Cierpiała wiele, za swe opuszczenie ojca, skłamała przeciw tobie, Synu Mój i zhańbiła swe imię rodząc dziecię niestworzone w miłości. Żałować te czyny żałować będzie na wieki i skazy na swej duszy czas nigdy nie zamaże. Dziedzicu państwa Avalon czyń to co ci rzekę! Zniż ją między swe sługi i pozwól żyć jej dziecięciu za słowo krwi iż dopilnuje by w Twym kraju została mi poświęcona." Głos umilkł, a Aladar wciąż klęcząc rzekł.
- Dzięki Ci, Mój Królu, za osąd sprawiedliwy. Oto czynię wedle twej woli. - po czym wstał, dobył miecza i podszedł do Rue. Ta zlękła się to wiedząc. - Wiedz iż to dzień chwalebny. Pan Nasz przebaczył ci winy, lecz z jego woli zniżam cię, elfa, między me sługi i musisz złożyć mi przysięgę własnej krwi, że na Avalonie poświęcisz Cosette Skrzydlatemu Lwu.
Greit ze zdumieniem patrzyła jak Eponii nacina sobie dłoń i przykładając ją do serca wypowiada słowa przysięgi. Jeśli się z niej nie wywiąże, Aladar ma prawo ją zabić.
Gdy skończyła, służki udały się by przygotować posiłek.

...stał posąg Lwa. Musnął dłonią jego grzywę...


sobota, 2 marca 2013

Avalon - r. 7

Rozdział 7
- Przymocujcie ją - rzekł Aladar podchodząc do ściany z bronią.
Stał tam przez chwilę, po czym wybrał bat zakończony ostrymi kolcami. Podszedł do Amity i uniósł jej twarz tak, aby spojrzała mu w oczy.
- Czy chciałabyś coś rzec, nim wypełni się twa kara?
Spojrzała na niego pełnym pogardy spojrzeniem i roześmiała się cicho.
- Jesteś głupcem, Aladarze - po czym splunęła mu w twarz.
Greit natychmiast zerwała się z miejsca i naciągnęła cięciwę. Aladar podniósł się, otarł twarz i uniósł dłoń. Elf niepewnie opuścił łuk, lecz nie usiadł.
- Skończmy z tym - powiedział unosząc ramię.
Stróżki krwi spływały po plecach dziewczyny, a Aladar z każdym uderzeniem szeptał słowo mocy, by wymazać jej pamięć. Nie płakała mim,o że łzy iskrzyły się w jej oczach. Nie krzyczała choć miała otwarte usta. Jedynie śmiała się drwiąco.
Książę co jakiś czas odwracał głowę, by spojrzeć na Greit i pomyśleć:,, Dalej, a gdybyś przez nią uniósł dłoń na Greitsien i złamał daną sobie obietnicę? Poza tym podjąłeś już decyzję i nie ma odwrotu.". Lecz gdy zadał kolejny cios, a zaklęcie zostało spełnione odwrócił się by znów spojrzeć na elfijkę i bicz zawisł w powietrzu. W jej oczach poza oddaniem i miłością, gdzieś z głębi zaczynał wypełzać strach i pustka. Wtedy książę zrozumiał: kiedyś Greit była na miejscu Amity. Aladar opuścił zakrwawioną broń i przyklękną obok elfa.
- Greitsien - szepnął chwytając ją za dłonie - Greitsien...
- Mój Panie... - nie zdołała opanować drżenia głosu.
- Nigdy nie uniósłbym na ciebie dłoni, Greitsien... - dotknął jej policzka ocierając łzę i wstał - czas wyruszać.
Skinęła głową i podniosła się, by zmienić swój ubiór. Pozostałe kobiety ruszyły jej śladem. Aladar wyszeptał słowo mocy i jego ubiór zastąpiła gładka szara tunika, włosy stały się czarne, a oczy wyblakły, poskramiając niegdysiejszy błękit. Gdy pojawiły się kobiety, książę podszedł do ledwie oddychającej dziewczyny i rzekł:
- Zwiesz się Amita, a ja kim jestem?
- Głupcem. Królem głupców.
W jednej chwili w dłoni Greit pojawiło się ostrze. Klinga miecza zabłysła w płomieniach pochodni, a jej właścicielka w porę się poskromiła.
- Mój Panie - wyszeptała wściekła - proszę, pilnuj mnie, gdyż nie ręczę za siebie.
Aladar podszedł do niej, a gdy spojrzał w jej oczy z ulgą stwierdził że strach się ulotnił.
- Ukryj broń, Greitsien. Wyruszamy.
Kiedy miecz zniknął, książę złapał sznur leżący obok, związał dłonie dziewcząt i przywiązał do swojego pierścienia. Otworzył drzwi.
Wyszli na targ. Aladar nakazał przywiązać Amitę do najbliższej belki i już miał zawrócić, gdy dostrzegł Greit która wpatrywała się w blond włosą dziewczynkę. Pociągnął elfijkę za sznur, tak by na niego spojrzała.
- Odwiąż ją - powiedział suchym głosem.
Greit skinęła głową w podziękowaniu i zbliżyła się do małej. Uniosła jej twarz, tak aby na nią spojrzała i przywiązała jej linę do pierścienia Aladara. Odwrócił się i ruszyli z powrotem do domu.
- Greitsien, zajmij się nią i przyjdźcie do mnie - rzekł gdy zamknęli drzwi - muszę ją poznać.
- Jak sobie życzysz, mój panie.
Podszedł do niej i rozwiązał jej dłonie, po czym wraz ze sługami udał się do pokoju. Elfijka złapała dziewczynkę za dłoń i zaprowadziła ją do pokoju dla służby. Podała jej wodę i spokojnie patrzała jak pije. Wyciągnęła dłoń dając jej do zrozumienia że muszą  już iść.
- Obronisz minie jeśli będzie chciał mnie skrzywdzić?
- Nie, ale będę przy tobie. - odparła otwierając drzwi.
Przyprowadziła ją do swego króla, skinęła głową na znak szacunku i przykucnęła obok. Książę zbliżył się do dziewczynki złapał ją za dłoń i wyszeptał słowo mocy. Zielone oczy tej małej istoty ze zdumieniem obserwowały jak rany na ręce tak szybko się goją.
- Jak się nazywasz? - spytał mężczyzna łapiąc drugą dłoń
- Cosette - odparła cicho
- Greitsien, znasz ją prawda?
- Tak, mój panie, nim mnie zabrałeś miałyśmy wspólnego właściciela.
- Proszę, opowiedz mi o nim - powiedział zaglądając w jej myśli - o twoim zamku.
- Nie odbierzesz mi go?
- Masz moje słowo - rzekł przykładając dłoń do serca - tylko mi go ukarz, proszę.
- Mam taki zamek pośród chmur - zaczęła szeptem - i kiedy zasnę mieszkam w nim. Jest tam zabawek cała moc, dziewcząt i chłopców wiele jest. Nikt nie używa brzydkich słów i nikt nie musi bać. Nikt nie wie co to płacz i ból. Nie w moim zamku pośród chmur. Jest Biała Dama, Pani Chmur co lubi śpiewać mi do snu. Jest piękna i zawsze tuli mnie, a mówi tak:...
- Cosette, ja kocham cię. - dokończyła Rue
Jej szaty zalśniły i stały się śnieżnobiałe. Blond włosy urosły do ramion, a rysy twarzy wygładziły się. Cicho powtórzyła wypowiedziane słowa i Cosette puściła się ku niej biegiem. Greit dostrzegła w niej coś znajomego, lecz nagłe pojawienie się tego przestraszyło ją. Zaniepokojona położyła dłoń na rękojeści miecza.
- Pani Chmur – wyszeptała Cosette wpadając w jej ramiona.
Rue przytuliła ją mocno i ze łzami w oczach gładziła ją po włosach. Gdy uniosła głowę spotkała pełne żalu spojrzenie Aladara. Dobyła sztylety - Greit momentalnie stanęła przed swym panem z założoną na łuk strzałą - i położyła je na ziemi. To samo uczyniła z pozostałą bronią.
- Idź z Cosette do pokoju – powiedział do niej sucho – zajmij się jej ranami. Greitsien pójdzie z tobą. I ostrzegam cię: nie próbuj mnie więcej oszukać, Eponii.

 Zielone oczy tej małej istoty...

czwartek, 14 lutego 2013

Avalon - r. 6



Rozdział 6
Mijały dni, miesiące, być może całe wieki. Poranki i południa spędzone na ćwiczeniach, wieczory podczas których elfy planowały odwet Avalonu. Noce pełne snów i marzeń, oraz tajemnych wypraw Greit do ogrodu by podziwiać i od nowa poznawać to, co nauczyła się kochać w swym królestwie.
Całe szczęście i spokój prysło w jednej chwili, gdy po ćwiczeniach wszyscy oprócz Greit udali się do pokoju. Po chwili przyszła Samanta.
- Pozostaw tu broń i włóż to - rzekła podając jej pierścień.
Wykonany był ze złota, lekki na dłoni, lecz niezwykle ciężki na palcu. Greit włożyła go i poczuła jak wysysa jej magię. Złożyła broń przed drzwiami, wiedząc że to zachowanie świadczyło tylko o jednym: zawiniła swemu panu. Samanta otworzyła drzwi wpuszczając ją do środka.
Aladar wstał widząc jak wychodzi, a gdy zbliżyła się do niego Amita podeszła i pchnęła ją zmuszając do pokłonu.
- Amito powiedz co zarzucasz Greit.
Elfijka pojęła że uczyniła coś poważnego, gdyż jej król nigdy tak się do niej nie zwracał.
- Nocami wykradała się do ogrodu i godzinami przemawiała tam w ukłonie. Mówiła do Jahwala - odparła bez zawahania.
- Greit, czy to prawda?
- Mój Królu, ona ma rację. Udawałam się do ogrodu, lecz modliłam się do Wielkiego Lwa, dziękując za pomoc w dotrzymaniu obietnicy, oraz za proroctwo które... - wyszeptała nie podnosząc głowy.
- Nie słuchaj jej, Mój Panie - przetrwała Amita - ona łże, kłamie przeciw tobie! Ona... ona zasługuje na karę!
- Więc co według ciebie powinienem uczynić?
- Wymaż jej wspomnienia, zrań i bliską śmierci wypuść na targ.
Książę spojrzał na elfa klęczącego przed nim i wydał osąd.
- Nigdy nie sądziłem że się tego dopuścisz. Zabrałem cię z targu i powoli zaczynałem ci ufać. Nie wiem czy myślałaś że jestem takim głupcem, czy aż tak nierozważny. Lecz omal nie zapomniałem o jednym: wciąż jesteś jedną z niewiernych, więc nie wolno ci ufać, Amito.
Greit ze zdumieniem napięła mięśnie. Osąd ją zdziwił, lecz zachowała spokój. Jakaś jej część mówiła że stanie się coś złego. Wtedy to usłyszała. Dźwięk dobywanych ostrzy, ledwie dosłyszalny odgłos napinania mięśni. Elfijka wyskoczyła w powietrze zasłaniając swego króla własnym ciałem. Dwa sztylety wyrzucone przez Amitę wbiły się w nogę i ramię elfa.
- Najpierw musisz zabić mnie. - powiedziała Greit wydobywając broń z ran.
Elfijka rzuciła się na przeciwnika. Atakowała i broniła się z nie zważając na ból. Obróciła się wokół własnej osi i zadała silne ciosy nożem przypierając Amitę do ściany. Mimo że z ran sączyła się krew, a ramiona i nogi zaczęły jej drżeć przyłożyła jej nóż do gardła skutecznie ją unieruchamiając.
- Zwiążcie dłonie Amicie i dajcie jej pierścień! - Aladar zareagował natychmiast
Gdy dziewczyny zbliżyły się by wykonać rozkaz Greit opuściła sztylet i odwróciła się stając twarzą w twarz ze swym królem. Opuściła głowę, a on chwycił jej dłoń i szepcząc słowo mocy ściągnął pierścień. Następnie wziął ją w ramiona, zaniósł na swe łoże i udał się do kuchni. Powrócił po chwili z wodą i tkaniną.
- Dziękuję, Greitsien - powiedział przemywając jej rany.
- To zbyteczne, mój królu. - odparła drżącym głosem.
- Nie, mylisz się - wyszeptał kładąc dłoń na jej policzku - Sądzisz ktoś kto gotów jest zginąć w moje imię, walczyć za mnie do ostatniej kropli krwi, nie powinien być leczony ani nie winienem mu dziękować? Greitsien, nie dane mi było poznać dzielniejszego elfa.
- Pochlebiasz mi mój panie. Ale Amita ma rację, ja...
- Greitsien, ufam ci bezgranicznie i wiem, że cokolwiek czynisz nie pozwolisz aby stała mi się krzywda.
Gdy skończył ją leczyć podniósł się i podszedł do Amity.
- Amito - rzekł - sama wymierzyłaś sobie karę. Zbyt głośno myślałaś, twoje zamiary były mi znane. Sądziłaś że skoro ona stała się najlepsza z was, to wystarczy się jej pozbyć i będziesz kiedyś królową na Avalonie. A gdy odkryłem prawdę chciałaś się mnie zmusić. Zabierzcie ją. Jutro się nią zajmę. Przygotujcie posiłek.
Gdy dziewczyny wyprowadziły Amitę, Greit podniosła się by ruszyć za nimi, lecz Aladar powstrzymał ją ruchem dłoni. Nieśmiało usiadła obok swego pana.
- Mój królu - zaczęła cicho - pozwól iż dziś w nocy ukarzę ci mą tajemnicę. Jeżeli odmówisz ja... ja zrozumiem.
- Greitsien, z chęcią ujrzę twój sekret, lecz proszę, powiedz mi czy to jest powodem tej wielkiej nadziei która od pewnego czasu tak iskrzy w twych oczach?
- Tak, mój panie. To nadzieja i radość, proroctwo Avalonu.
Uśmiechnął się do niej i czekali w ciszy na posiłek. Gdy już go spożyli wszyscy udali się do ogrodu.
Greit usiadła na ziemi i zaczęła się modlić. Chwilę później wstała i wskazała na pustkę ponad nimi. Można było wpatrywać się w nią i nic nie dostrzec, lecz w miejscu które wskazała co chwilę pojawiało się mdłe światełko. Gwiazda.
- To Jaspis, najjaśniejsza z gwiazd w gwiazdozbiorze Skrzydlatego Lwa. - rzekł po chwili Aladar - Magia Jahwala słabnie, a czasy Avalonu niedługo powrócą.


...w miejscu które wskazała co chwilę pojawiało się mdłe światełko. Gwiazda...