niedziela, 7 kwietnia 2013

Avalon - r. 10


Rozdział 10
Greit i Aladar walczyli ramię w ramię. Osłaniając i ratując się wzajemnie, pomagali sobie nawzajem nie bacząc na własne życie.
W pewnym momencie elfijka robiąc unik nie ujrzała swego księcia. Zadała cios i rozejrzała się. Dopiero wtedy go dostrzegła.
Pałac się pojawił nagle przed nią. W świetle nielicznych pochodni, złowrogi, z wieżycami niczym kolce był jeszcze bardziej odrażający. Zbliżyła się niepewnie. Pierwotne, pradawne i gotowe do ataku zło, właśnie w tym pałacu miało swą siedzibę. Główne wejście, prowadzące zapewne do pomieszczenia podobnego do sali tronowej było otwarte. Mimo strachu ściskającego jej żołądek puściła się biegiem.
Bez najmniejszego problemu dotarła do czarnych wrót. Z mieczem w dłoni przekroczyła  próg. W mroku pomieszczenia jaśniała pochodnia, a obok niej ktoś stał. Gdy Greit zbliżyła się na tyle, że ogień oświetlił jej postać, okazało się, że to związany mężczyzna, który usłyszawszy ją podniósł głowę. Aladar.
- Rzuć broń pod ścianę - odezwał się mrożący krew w żyłach głos.
Ten który wypowiedział te słowa wyszedł z mroku, którego nie sięgało światło pochodni. Mimo że miał na głowie kaptur, przez co nie widziała jego twarzy i słyszała go po raz pierwszy nie miała wątpliwości co do jego właściciela. To Jahwal, wuj Aladara.
Zawahała się, wspominając nauki ojca. ,,Noś sztylet ukryty w bucie - mówił - i nikomu o nim nie mów. Gdy twój pan nakaże ci się rozbroić, pozbądź się go. Ale nigdy gdy powie ci to wróg". Pozbyła się broni, lecz usłuchała ojca - pozostawiła sztylet.
- Wypuść Mego Pana - powiedziała czując, że ręce zaczynają jej drżeć.
- Ja jestem twoim panem - odparł Jahwal.
- Czego chcesz? - spytała twardo.
- To mi się podoba. Ta która nikomu nie dała się złamać, pyta się mnie czego chcę - zamyślił się - wyrzeknij się tego waszego lwa, tak jak ja to zrobiłem wieki temu.
Poczuła jak trucizna gniewu zaczyna krążyć w jej żyłach. Gdyby kpił sobie z niej, przetrwałaby to, ale nie pozwoli by spluwał na imię tych których kocha.
- Prędzej zginę - odparła, a jej dłoń powędrowała do miecza którego nie było.
- I tak, będziesz o nią błagać - zaśmiał się szyderczo, dobył sztyletu i przyłożył do szyi Aladara - będziesz mi posłuszna, czy nie?
Książę podniósł głowę, a jego błękitne spojrzenie przeszyło ją na wskroś. To była niema prośba, rozkaz by opuściła pałac. Nie usłuchała, nie mogła go zostawić.
- Ignis - wyszeptała prostując dłoń.
Sądziła że pojawi się płomień, lecz nic się nie stało. Rozejrzała się i ze zdziwieniem dostrzegła lśniące złotawym światłem kamienie ułożone rogach sali. Krąg magii. Nikt nie użyje tu zaklęć. Była bezbronna.
- Więc, jak będziesz mi posłuszna? - spytał Jahwal.
- Ja...
- Greitsien - przerwał jej Aladar - nie rób tego. Proszę, wspomnij swą obietnicę. Masz siłę by wytrwać i pozostać elfem, a nie jednym z nich.
- Wybacz mi, mój Panie - wyszeptała i oddała mu pokłon.
Powoli i wręcz nie zauważalnie przesunęła dłoń ku rękojeści sztyletu. Westchnęła głęboko, dobyła go i wyskoczyła w powietrze. Jahwal mógł się bronić lub uciąć głowę Aladarowi. Na szczęście wybrał to pierwsze.
Potoczyli się po posadce. Próbowała dźgnąć go sztyletem, lecz zręcznie unikał tych ataków. Gdy elfijka znalazła się nad nim, on przyłożył stopy do jej piersi i wyrzucił w powietrze. Złapała równowagę w locie i spadła na podłogę, nie rozbijając się o ścianę.
- Patrz jak umiera Avalon - rzekł Jahwal.
Chwycił jej broń, dobył sztylety i rzucił. Trzy ostrza mknęły w stronę Aladara. Greit wiedziała ze nie zdąży tam dobiec.
- Obturatio - krzyknęła puszczając się biegiem - W imię Wielkiego Skrzydlatego Lwa, Obturatio!
Sztylety stanęły w miejscu. Chwyciła je i rozcięła liny swego króla.
- Jak tego dokonałaś? Przecież jesteś w kręgu... - zaczął Jahwal
- To nie jest jej magia. To moc Tego, którego ty się wyrzekłeś, mój stryju - rzekł Aladar - dziękuję Greitsien.
Wziął od niej sztylety i rzucił się na Jahwala. Walczyli długo, raniąc się i unikając. Byli szkoleni u tego samego lorda, równi siłą i mocą, lecz starszemu zmęczenie dawało znaki. Stawał się coraz słabszy, gdy Aladar rósł w siłę. W pewnym momencie władca Festii za późno zareagował, a dziedzic Avalonu wykorzystał to przebijając mu serce.
- Chodź, Greitsien - rzekł podnosząc się - To koniec. Zaraz pałac się zawali.
Nim wyszli Greit rzuciła ostatnie spojrzenie na ciało Jahwala. Wciąż miał kaptur na twarzy. Przez chwilę miała wrażenie, że z jego ciała coś wypełzło i skryło się w cieniu ruin.


...miał na głowie kaptur, przez co nie widziała jego twarzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz