środa, 10 kwietnia 2013

Avalon - r. 11


Rozdział 11
Gdy przekroczyli próg pałacu nikt już nie walczył. Lordowie wraz z żonami zajmowali się rannymi. Aladar powitał ich, stanął między swoim ludem i zaczął mówić. W świetle pochodni można było dostrzec determinację iskrzącą w jego błękitnych oczach.
- Nie powinniśmy zwlekać. Musimy iść.
Po tych słowach ruszył przed siebie. Greit bez wahania poszła jego śladem. Lordowie spojrzeli po sobie niepewnie, podnieśli się i udali za nimi. Po chwili wszyscy zmierzali za królem.
Szli wytrwale przez wiele godzin. Z każdym krokiem odczuwali zmianę. Powietrze stawało się cieplejsze, a sucha i twarda ziemia pod ich stopami z czasem stała się miękka i porośnięta trawą.
Nagle pojawiło się przed nimi światło. Wielu po raz pierwszy ujrzało blask. Mgły i chmury przez wieki zasłaniające niebo zniknęły. Nastawał świt.
Wraz ze słońcem pojawił się pałac Avalon. Błyszczący nieskazitelną bielą z tysiącami kolumn i czterema wieżami. Elfijka chłonęła ten widok całą sobą. O to walczyła od lat, to o tej chwili marzyła. Odetchnęła pełną piersią. Wróciła, nareszcie wróciła do domu.
Jej uśmiechnięte oczy dopiero po chwili dostrzegły stojącą u szczytu postać. Bez wahania pochyliła głowę i przyklęknęła rozpoznając Wielkiego Skrzydlatego Lwa. Naprawdę był wielki, a jego złotą grzywę rozwiewał delikatny wiatr. Nagle rozwarł szczęki i zaryczał. Jego głos sprawił, że nawet powietrze zadrżało, każde kolano ugięło się, a serca biły radością i chętnie chłonęły tę opowieść. Mówił o ich przodkach, o wojnie, cenie wolności, sile miłości i o istocie nadziei. A wszystko to trwało zaledwie chwilę.
- Aladarze, synu mój - rzekł głębokim głosem - czy twe serce już wybrało?
- Tak - odparł - lecz nie wiem czy jej również.
- Więc upewnij się.
Książę zszedł na dół, a tłum rozstąpił się na boki. Zbliżył się do elfijki której uroda jaśniała niczym wschodzące słońce. Przeczesał palcami jej brązowe włosy, a ona spojrzała na niego swymi czarnymi oczyma.
- Greitsien, czy mnie miłujesz? - spytał.
- Tak, Mój Panie, zawsze cię kochałam... Ale czy ty...
- Pokochałem cię całym sercem i kocham do dziś, niczego nie pragnę więcej tylko z tobą być - wyznał cicho.
Złapał ją za dłoń i powiódł ku schodom. Gdy stanęli przed obliczem Lwa wiedzieli, że zostali dla siebie stworzeni.
- Aladarze, Greit czy przysięgacie wiernie służyć memu ludowi, trwać w waszej miłości, nie unosić się honorem, władać i sądzić sprawiedliwie, wciągać dłoń do potrzebującym, zawsze walczyć ze wszystkich sił i do ostatniej kropli krwi w słusznej sprawie?
- Przysięgamy - odpowiedzieli.
Zbliżyli się do nich lordowie. Każdy położył im dłoń na ramieniu i oddawał pokłon, ukazując w ten sposób posłuszeństwo władcom. Lord Marius był ostatni i niósł czerwoną poduszkę na której spoczywała korona oraz diadem, a obok leżały dwa małe skrzydlate lwy. Nałożył na ich głowy te symbole władzy i stanął obok pozostałych lordów. Lwy wzbiły się w powietrze, owinęły się wokół palców władców i rozłożyły skrzydła, ukazując czerwono-złoty klejnot. Zastygły w bezruchu tworząc pierścień władzy.
Wielki Skrzydlaty Lew spojrzał na nich znacząco. Aladar obrócił się ku Greit, chwycił jej dłoń i delikatnie musnął jej twarz. Na jego czujnej twarzy malował się zachwyt. Przyciągnął ją do siebie, a ona nieśmiało zarzuciła mu dłonie na szyję. Wpatrzony w jej czarne oczy, pocałował ją. Odwzajemniła to z nie ukrywaną chęcią. Był to pocałunek delikatny i niewinny, jak też zniewalający. Kolana ugięły się pod nią tak, że musiał ją podtrzymywać. Gdy oderwał usta od jej drżących warg, uśmiechnął się, a Greit wtuliła się w jego ramiona szczęśliwa i pewna, że ten wspaniały mężczyzna należy tylko do niej.
- Oto władcy Avalonu - rzekł Lew potężnym głosem - Król Aladar i Królowa Greit!
Aladar podał ramię swej królowej i wśród okrzyków radości przekroczyli próg pałacu. By w nim zamieszkać na wieki i żyć razem, póki On ich nie rozłączy.
I oto narodził się nowy czas dla Avalonu. Dla nich. Ich życie się odmieniło. Bo miłość dała im nadzieję na lepsze jutro. A nadzieja ta w nich nie wygasła i w końcu zwyciężyła.

...rozwarł szczęki i zaryczał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz