środa, 24 lipca 2013

Avalon - r. 17

 Rozdział 17

- Dziękujmy - rzekł Aladar dosiadając Oreafa - za wsparcie i pomoc...
- Twe słowa są zbyteczne, zawsze chętnie służymy pomocą - odparł Eltarian - mam nadzieję że nie długo się spotkamy. Pomyślnych wiatrów!
Wznieśli się w powietrze. Tym razem nie używali magii. Lecieli prosto i spokojnie mijając inne smoki. Aladar wraz z Greit na Oreafie, a ich kompani na młodszym bracie wspomnianego smoka. Widok pustkowia z góry był niesamowity.
- Niesamowite - wyszeptała Greit wpatrując się w falujące malachitowe morze traw.
Aladar objął ją mocniej i pocałował. Uśmiechnęli się, dostrzegając na horyzoncie sylwetkę pałacu Avalon.
- Wylądujcie na wzgórzach - rzekł Aladar do smoków.
***
Cień zakrył pałac i pobliskie mu domy. Na niebie ukazały się dwie sylwetki potężnych uskrzydlonych jaszczurów. Elfy nałożyły strzały na cięciwy i wystrzeliły w kierunku potworów. Mimo że byli doświadczonymi strzelcami nie trafili w te stwory. Nie chcieli trafić, lecz pokazać, że ich przebywanie na Avalonie im się nie podoba.
Lordowie dostrzegłszy to wystrzelili równocześnie trzy płonące błękitnym ogniem strzały - sposób złożenia hołdu władcom. Elfy niepewnie poszły w ich ślady i puścili się biegiem na wzgórza ponad którymi zaczęły kołować stworzenia.
Dwa zielone smoki wylądowały, a z grzbietu jednego z nich wyskoczyli Aladar i Greit. Z drugiego natomiast elfy towarzyszące władcom Avalonu w wyprawie. Zaraz stworzenia zostały otoczone przez ciekawskich, a Lordowie przeciskając się przez tłum wyszli im na spotkanie.
- Miło was znów widzieć - rzekł lord Magnus - mam nadzieję że smoki były dla was łagodne
- Nie inaczej - odparła Greit kładąc dłoń na piersi Oreafa i zwróciła się do ludu - spokojnie, nie są groźne.
- Groźne hmmm... - Oryfeusz zamyślił się ceremonialnie - dla wrogów, którymi elfy nie są.
- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc - rzekł Aladar podając dłoń Greit - mamy u was dług wdzięczności....
- Żadnych długów! - zaprzeczył Oryfeusz - ojcu się to nie spodoba... Żegnajcie!!!
Smoki wzbiły się w powietrze pozostawiając rozchodzący się lud. Król spojrzał na królową, ucałował ją.
- Minęło południe, co zamierzacie robić? - spytał lord Bell
- Nie zastanawialiśmy się nad tym, zechcesz nam coś zaproponować?
- Lord Magnus ma zamiar wam ukazać wam jedną z wielu tajemnic spowijających pałac.
Władcy skinęli głowami i udali się na drugie piętro. Spotkali tam lorda Magnusa, głównego kronikarza Avalonu. Powitał ich i wrócił do pisania.
Greit uważnie przyjrzała się pióru. Gdy dotykało kart zdawało się płonąć żywym ogniem. Aladar bez trudu odgadawszy jej myśli, sięgnął na górny regał i podał jej księgę. Bestnariusz. Otworzył ją na wybranej stronie i wskazał odpowiedni akapit. Mowa w nim o faniksie.
Pióra tych ognistych ptaków są niezwykle cenne jak i rzadkie, otrzymać je może jedynie ich zaufany przyjaciel. Posiadają bowiem magię, dzięki której nie ma potrzeby maczania ich w atramencie oraz nocą oświetlają mrok piszącemu.
Gdy Aladar odłożył księgę na miejsce lord podniósł się i zaczął mówić.
- Pałac skrywa wiele tajemnic, lecz nie wszystkie mogę wam dziś wyjawić - wyciągnął kilka ksiąg, odłożył na stolik i wskazał puste miejsce - włóż tam dłoń, Aladarze.
Elf zbliżył się i wykonał polecenie. Gdy jego ręka znalazła się w cieniu, pierścień zapłonął czerwonym światłem. Król dostrzegł na ścianie ślad dłoni. Przyłożył swą tak by pasowała, a za jego plecami regały się rozsunęły ukazując schody prowadzące w ciemność.
- Pójdę przodem - rzekł lord podając Aladarowi pochodnię.
Greit szła w środku tego pochodu. Zapuszczali się coraz głębiej, a gdy zeszli pod ziemię dostrzegli, że schody nie były marmurowe lecz wyrzeźbione w kamieniu. Niespodziewanie stopnie się skończyły, a przed nimi była wielka wyrwa w ziemi. Greit krzyknęła ze strachu bo poślizgnęła się na ostatnim stopniu, ale Aladar w porę ją złapał. Wtuliła się w jego ramiona wciąż drżąc.
- Lordzie? - krzyknął król rozglądając się za swym nauczycielem.
- To tylko złudzenie optyczne, nie ma się czego obawiać - echo niosło jego słowa.
Aladar poszedł przodem. Greit w napięciu obserwowała każdy jego ruch. Nagle zatrzymał się i wyciągnął ku niej dłoń. Złapała ją kurczowo, robiąc pierwszy krok. Powoli szła u jego boku starając się nie patrzeć w dół.
- Jesteśmy na miejscu - lord stał kilka kroków przed nimi.
Stali przed wielkimi drzwiami. Takie sama ujrzeli wczoraj w Rimanie gdy wstępowali do Zakonu. Lord otworzył je i ruszył przed siebie. Sala przypominała tą ze smoczej krainy lecz była pusta.
- Zgromadzenie możecie zwołać wkładając dłoń do studni i mówiąc powód zwołania Zakonu. Musicie informować członków o narodzinach i śmierci władcy bądź dziedzica tronu. Ten wylot w suficie to ołtarz powietrza przy pomniku na dziedzińcu. - lord odwrócił się do nich zastanawiając się co jeszcze im powiedzieć - Gdy umiera jedan z lordów, ci przez trzy dni zbierają się tutaj o wschodzie i zachodzie słońca czekając na przyjście nowego lorda. Ten gdy się zjawia mówi im cztery prawdy, których niestety nie wolno mi wam wyjawić.
Greit zbliżyła się do pomnika i dotykając złotej łapy poczęła cicho dziękować za wszystko co się wydarzyło. Gdy skończyła w ciszy wrócili na górę.
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, w pewien tristicki wieczór, Aladar rzekł Greit słowa które miała pamiętać do końca swych dni.
- Greitsien, jutro wypełni się twa kara - pocałował ją na dobranoc - nie obawiaj się. Wszystko będzie dobrze.

...zdawało się płonąć żywym ogniem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz